CA 2; Ometepe - Klejnot Nikaragui
|
|
|
|
Unikalna roślina pacaya osni na zboczach góry |
O 9:10 wychodzimy ponad strefę występowania roślinności, przed nami trawiasta przełączka, właściwie krawędź ostrego zbocza, na którym wieje koszmarnie silny wiatr. Jeżeli tak będzie na szczycie to chyba nas zwieje do krateru! Tkwimy w chmurach, ale wiatr co jakiś czas zwiewa obłoki racząc nas upojnymi krajobrazami jeziora i wyspy tuż poniżej. Stąd widać jak daleko wyszliśmy, jak strome jest zbocze tej wielkiej góry. Powyżej łąki dominuje skaliste, lawowe podłoże z kępkami zarośli, z wielkimi lisimi pacaya i ... cudnymi, jasnoniebieskimi storczykami wielkości dłoni! Orchidee przykuwają uwagę naszych fotografików, podobnie jak wiele innych unikalnych gatunków kwiatów, znanych tylko i wyłącznie z wysokich gór Nikaragui.
|
Chwila wypoczynku na wierzchołku wulkanu |
O godz. 10:23 (4 godz. i 40 minut od startu) robimy sobie krótką przerwę na stoku "pod orchideami", gdzie dwójka decyduje się na pozostanie, odpuszczając zdobywanie szczytu. Zostawiamy Edwarda i Stanisława, i w ósemkę pniemy się stromo w górę, każdy krok opłacając urwanym oddechem.
|
Ostatnie metry przed szczytem |
O 11:45 jesteśmy już w głębokim żlebie tuż poniżej majaczącego we mgle szczytu. Jeszcze tylko 15 minut wspinaczki, niektórzy na czwórkach i w wichrze sięgającym blisko 100 km /godzinę stajemy na samym wierzchołku. Chmury skraplają się na nas potokami wody, ale radośni pozujemy sobie nawzajem do zdjęć.
|
Zejście przy pięknej pogodzie |
Potem czeka nas już tylko zejście, bardzo uważne, Piotr zaczyna wykazywać oznaki słabości nóg, Berman zabiera jego plecak i podaje swoje pomocne ramie. Po godzinie odnajdujemy śpiącą w zaroślach dwójkę i wszyscy razem schodzimy kila minut po lawie, aby po chwili doświadczyć nagrody - wspaniałej, wręcz teatralnej "odsłony"... kiedy chmury nagle rozwiane ukazały prawie pełną panoramę wulkanu, jeziora i najdalszych jego okolic. Ogarnia nas fotograficzne szaleństwo, takiej poprawy aury nikt się nie spodziewał.
|
Kolorowe zbocza wulkanu |
O 14:30 jesteśmy znowu na "wietrznej krawędzi", wchodzę w gąszcz, rozkoszuję się pejzażem tropikalnej roślinności i zdziczałych plantacji. Trwam w zachwycie, a czas mija, mija, schodzę w dół, aby o 15:30 dotrzeć z powrotem do "turystycznego drzewa". Potem tylko godzina marszu po w miarę poziomej ścieżce i tuż po zachodzie słońca, w świetle latarki docieram do szosy dokładnie o 17:40, czyli w 12 godzin i 00 minut od rozpoczęcia wspinaczki.
|
Wulkany w radosnej twórczości |
Reszta grupy dochodzi do pojazdu po półtorej godzinie, z podnieceniem wspominając przejście przez nocną dżunglę, gdy wśród tajemnych odgłosów buszu małpy rzucały patykami do przechodzących.
Jedziemy do hoteli, zmęczeni potwornie, ale pełni jak najlepszych wrażeń i nie dającej się z niczym porównać satysfakcji.
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|