CA 1; Rio Pacuare - klejnot Kostaryki
|
|
|
Jeszcze wczoraj, w sobotę 22 listopada, rejsem AA#2117 wyleciałem o 13:35 z Miami, aby po niecałych trzech kwadransach osiągnąć brzegi skąpanej w słońcu Kuby, a po następnej godzinie ujrzeć cudną karaibską wyspę Wielki Kajman.
Grand Cayman
|
Pod skrzydłami Wielki Kajman |
Grand Cayman to dla mnie skarbiec wspaniałych wspomnień sprzed kilku lat, kiedy nurkowałem na słynnej ścianie, inkrustowanej bajecznymi koralowcami przepaści, w niespotykanej, błękitno- świetlistej poświacie. Pod skrzydłami rozpoznaję lotnisko w Georgetown, Siedmiomilową Plażę (uwieczniona w filmie "Firma" z Tomem Cruise), "Miasto Płaszczek" i port ze stojącym na redzie kolosalnym liniowcem.
Ale to są li tylko wspomnienia, z których wzbudza mnie głos kapitana samolotu obwieszczającego lądowanie w San Jose, stolicy Kostaryki. Zbudowane na dnie rozległej doliny miasto wita pasażerów chmurami i mżawką.
Tym razem moim celem nie są góry, lecz jeden z najbardziej ekscytujących spływów na świecie: przygoda z rzeką Rio Pacuare. Z firmą Coast to Coast (CTC) umówiłem się na spływ na jutro, mają zabrać mnie z uroczego hoteliku Akodi o 6 rano. Całodzienna impreza kosztuje 95 USD, czy warto - zobaczymy?...
San Jose
|
Wieczorem przed gmachem opery w San Jose |
Póki co, korzystając z dziennego światła spaceruję po stolicy chodząc po deptaku Avenida Central, podziwiając zbiory Muzeum Narodowego, miejską katedrę i gmach opery. Uderza w oczy czystość na ulicach tego bądź co bądź latynoskiego miasta, spora ilość młodzieży w kafejkach, i specyficzny spokój, który sprawia, że chyba każdy, już od pierwszego wejrzenia pokocha San Jose. Na kolację zamawiam połówkę kurczaka z rusztu, zestaw warzyw i dwa piwa Imperial. Rachunek za wyśmienity posiłek wynosi zaledwie 5 USD.
Niedzielny poranek, 6 rano, ponad San Jose i okolicznymi górami świeci cudne, mocne słońce. Od północnego wschodu nad miastem góruje uśpiony wulkan Irazu, sięgający 3432 m n.p.m. Jego szczyt ostro rysuje się na tle błękitnego nieba.
Rio Pacuare
|
Droga do rzeki wiedzie przez dżunglę |
Mikrobus z CtC podjeżdża pod hotel i zabiera 17 osób chętnych na dzisiejszy spływ najwspanialszą rzeką Kostaryki - Rio Pacuare. Wyjeżdżamy z miasta kierując się na wschód, mijamy zniszczoną przez silne trzęsienie ziemi w 1823 roku dawna stolice Cartago, aby po trzech kwadransach dotrzeć do zagubionego pośród zielonych wzgórz hoteliku Sanchiri Lodge. Tutaj jest przerwa na śniadanie; ryż z czarną fasolą, jajecznicą, zestaw egzotycznych owoców, a do picia kawa albo herbata.
Posileni, punktualnie o 8 kontynuujemy jazdę doliną Orosi, kretą asfaltową szosą pośród gór pokrytych dżunglą, a na niższych wysokościach plantacjami orchidei, kawy, trzciny cukrowej i bananowców.
Pozdrowienia dla Andrzeja Piętowskiego!
|
Nad Rio Pacuare |
Jeden z przydzielonych nam do opieki kajakarzy bezbłędnie rozpoznaje na liście moje nazwisko jako polskie, stwierdzając, że mamy świetnych wodniaków, którzy jako pierwsi "otwarli na świat" kostarykańskie wody. Kiedy wspominam, że Andrzej Piętowski, sam kapitan zespołu jaki eksplorował Amerykę Łacińską, a później zdobył peruwiański kanion Colca to mój dobry znajomy i jednocześnie sąsiad z chicagowskich przedmieść, kajakarz wpada w niekłamany zachwyt i każe - obowiązkowo - Andrzeja pozdrowić. Co niniejszym czynię!
|
Kolorowe kamienie na brzegu |
Mijamy schludne, czyste wsie i miasteczka, w Turrialba przekraczamy rzekę Rio Reventazon i w końcu o 10:30, mając za sobą około 100 kilometrów jazdy od stolicy, jesteśmy na miejscu, na lewym brzegu Rio Pacuare. Piękna pogoda dopisuje, nakładamy niebieskie kaski, czerwone kamizelki, dobieramy wiosła i wsiadamy w 6-osobowy ponton. Naszym kapitanem jest młoda, zgrabna latynoska - Laura Ramirez (oczywiście przedstawiam się jako Filon). Ostatnie chwile przed startem spędza na objaśnianiu komend i wcielaniem ich w życie.
|
W trasie |
Dokładnie o 11 ruszamy z biegiem rzeki. Czeka nas 27 kilometrów dziewiczych wód, rwącej górskiej Rio Pacuare, przebijającej się dwoma kanionami przez dżunglę, opadającej na naszym odcinku całe 200 metrów, czyli czterokrotna wysokość Niagary. Czeka nas wiele bystrzy, głownie IV klasy. Na pokładzie jest jeszcze Magda z Ryszardem, Wojtek, Staszek i niestrudzony 76-letni Piotr z Pomorza!
|
Płyniemy |
Kilkanaście lat temu lokalne władze zadecydowały o budowie zapory na tej przepięknej rzece, wywołując falę słusznych protestów na całym świecie. Od lipca tego roku (2003) przełom Rio Pacuare został na szczęście uznany za (UWAGA; dwudziesty drugi w niewielkim i niezbyt przecież bogatym państwie) park narodowy!
Robimy pamiątkowe zdjęcia i chowamy aparaty do wodoszczelnej beczki, w której kapitanowie pontonów (jest ich 4) wiozą dla nas picie i posiłek. Z przodu i z tyłu nad naszym bezpieczeństwem czuwają dwaj kajakarze, którzy już na wstępie wyczyniają nawodne i podwodne akrobacje, starając się wykazać i unaocznić wielkie kwalifikacje.
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|