16.08 Delhi
Samolot rumuńskich linii Tarom wylądował na lotnisku w New Delhi o 7.50 rano.
Jesteśmy zaskoczeni jakością usług. Można się przyczepić jedynie do jedzenia.
Przy wyjściu z sali przylotów, zaraz po drugiej stronie szklanych drzwi, znajdujemy autobus do centrum w cenie 20 Rs za osobę + 10 Rs za bagaż. Taksówkarze proponują nam kurs za 400 Rs.
Autobus dowozi nas do New Delhi Railway Station. W tej okolicy, po zachodniej stronie stacji, znajdują się najbardziej popularne i najtańsze w mieście hotele. Ceny na Main Bazaar Street kształtują się w granicach 150 Rs za dwójkę. Ciężko znaleźć coś lepszego i tańszego. Zatrzymujemy się w Hotel Down Town, w wąziutkiej uliczce naprzeciwko dobrze oznaczonego Hotel Star Palace. Jest bardzo czysto i choć pokoiki są dość ciasne, są warte swojej ceny. We wspólnych łazienkach jest ciepła woda.
W okolicznych sklepach można kupić wszystko. Zaopatrujemy się w grzałkę do wody ze specjalną, brytyjskiego typu wtyczką.
19.08 Delhi
Nie uwierzyliśmy dziś naganiaczom z Tourist Office, że Taj Mahal w Agrze zamknięty jest w poniedziałek. Nie piszą o tym w przewodnikach, nie wiedzą o tym w informacji turystycznej na stacji kolejowej w Delhi. Pojechaliśmy więc i pocałowaliśmy kołatkę. Bilet na sleeper (choć to tylko cztery godziny, to jednak jest tu więcej przestrzeni, niż w "klasie popularnej") kosztował 48 Rs.
Przy rezerwacji miejsc na lepsze klasy trzeba przed podejściem do okienka wypełnić specjalne formularze, wpisać w nie nazwę pociągu, jego numer, klasę, nazwiska podróżnych itp.
To, co mówią o naganiaczach, to szczera prawda. Choć spieszyliśmy się dziś na stację kolejową w Agrze, by zdążyć na ostatni pociąg do Delhi, nasz rikszarz pojechał w przeciwną stronę i zatrzymał się przed sklepem z dywanami "prowadzonym przez brata".
20, 21, 22.08 Delhi - Kanyakumari
Jedziemy Kerala Express z New Delhi do Thrivandrum. Potem przesiadamy się w pociąg wieczorny do Kanyakumari. Łącznie spędzamy w podróży 57 godzin.
Podróż sleeperem jest OK. Najgorsze miejsca są na samej górze, bo w nocy strasznie wieje od wentylatorów. Nasi hinduscy współtowarzysze podróży są ciekawscy, ale spokojni i kulturalni.
Przekonaliśmy się dzisiaj, że nie uda się przeżyć takiej podróży jedząc wyłącznie banany i popijając je wodą mineralną. Z ostrej biegunki nie wyciąga nas ani węgiel, ani sulfaguanidyna, ani leki homeopatyczne. Imodium skutkuje dopiero przy czwartej tabletce.
W Kanyakumari jedziemy najpierw do DVK Lodge, polecanego w przewodniku Lonely Planet. Jest on jednak wyjątkowo brudny i zakaraluszony. Taksówkarz zawiózł nas więc do Manickhan Tourist Home, hotelu middle range, w którym za dwójkę z łazienką płacimy tyle, co za ciasne pokoiki w Delhi.