ZIM 4; Zimbabwe Welcome To
|
|
|
|
Witamy w Zimbabwe |
Środa, 14 września
Z kempu Punda Maria wyruszamy wcześnie, o 6 rano. W nocy lekko popadało, nad głowami wiszą szare chmury, wokoło domków skaczą rozbawione koczkodany. Wiemy, że jazda nocą po terytorium Zimbabwe nie jest zbyt bezpieczna, a ponieważ dzisiejszy nocleg jest zarezerwowany daleko stąd, w okolicy Masvingo, musimy się śpieszyć.
|
Koczkodany nad naszymi chatami |
Raz jeszcze przejeżdżamy przez północne tereny parku Krugera i korzystając z wczesnej pory widzimy sporo zwierząt. Obok drogi pasą się antylopy impala, widać kilka kudu i nyala. Co jakiś czas pod drzewem przykuca rodzina pawianów, a przy "wczorajszym" moście ze słoniem, na potężnym drzewie siedzi piękny orzeł rybołów. Kształtem i wielkością przypomina bielika amerykańskiego, ale jest znacznie bardziej kolorowy.
|
Przydrożne drzewa |
Wkrótce potem na szosie dostrzegamy kilka słoni, samców, jeden z nich ma złamany kieł i od razu, na pierwszy rzut oka widać, że jest bardzo, ale to bardzo wkurzony. Złamany (pewnie w walce) kieł musi mu sprawiać potworny ból. Tuż przed nami zatrzymał się pick - up rangersów oraz mały samochód z przyczepą. Słonie wcale nie mają ochoty ustąpić z ciepłego asfaltu. W pewnym momencie stary samiec nerwowo rusza w naszym kierunku. Samochody powoli wycofują się. Kierowca z przyczepą ma problem na wąskiej szosie, ale... daje sobie radę. Słoń na szczęście przystanął. Wszystkie samochody, na wszelki wypadek, ustawiły się tyłem do ogromnego samca. Wyczekująca sytuacja ciągnęła się w nieskończoność, przynajmniej tak nam się wydawało. W pewnym momencie, chyba po godzinie, słonie poszły w las, a my korzystając z okazji, na pełnym gazie wyrwaliśmy do przodu. Pośród drzew, po lewej dostrzegłem tego samca ze złamanym klem, kilkanaście zaledwie metrów od szosy, patrzył na nas z piekielnym ogniem w oku.
W południe byliśmy już w nadgranicznym mieście Messina; śniadanie i pół godziny wolnego na zakupy w normalnym jeszcze sklepie, ostatnim sklepie przed pogrążeniem się w Zimbabwe.
|
Egzotyczna wiza w paszporcie |
O 13:45 przystajemy na granicy biegnącej środkiem legendarnej rzeki Limpopo. Na powierzchni wody unoszą się potężne cielska hipopotamów. Co za paradoks! W parku narodowym Krugera nie widzieliśmy ani jednego hipcia, a tutaj spoziera na nas cale stado. Duży budynek urzędu imigracyjnego i celnego znajduje się na lewym brzegu Limpopo. Stajemy w niewielkiej kolejce starannie wypełniając formularze wjazdowe. Wiza Zimbabwe dostajemy bezpośrednio na granicy za jedyne 30 USD. Za jednego amerykańskiego dolara dostajemy 26 000 dolarów Zimbabwe. W mgnieniu oka staję się milionerem! Kolejka, jak wspomniałem, była niewielka, ale bałagan ogromny. Po dwóch i pół godzinach na granicy jesteśmy w końcu wpuszczeni na teren Zimbabwe, legalnie, z egzotyczną wizą w paszporcie i wbitymi pieczątkami na formularzach celnych.
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|