Plaża nad morzem
Miejsca może mało (piasek), ale są drzewa, a poza tym sympatyczny szef hotelu pozwala mieszkańcom campingu korzystać za darmo ze wspaniałego basenu z zieloną trawką. Można też w restauracji wypić zimne piwo miejscowej produkcji "Celtia" (tylko 0,33 l) za aż 1,5 DT lub zupełnie przyzwoite wino (od 7,5 DT za butelkę). Sanitariaty czyste, cały czas sprzątane, woda ciepła i zimna. Możliwość naładowania baterii. Do plaży 5 min. drogi. Do centrum trochę więcej, ale po drodze wiele sklepów (m.in. "Monoprix", gdzie można kupić niezbyt często spotykane w Tunezji wino, od 4,95 DT za butelkę).
Hammamet
Do południa odpoczynek na plaży lub jak kto woli na basenie przy hotelu. Po południu ok. 16.00 wyjeżdżamy na wycieczkę do Hammamet (ok. 20 km w jedną stronę). Nie interesują nas nowoczesne hotele. Zatrzymujemy się w uliczce przy poczcie, niedaleko murów starej mediny. Wałęsanie się wąziutkimi uliczkami starego miasta to dopiero przyjemność, zwłaszcza że są dość zadbane i wiele tu małych, malowniczych sklepików (naturalnie dla turystów). Poza murami mediny, ale o rzut kamieniem, duży sklep, w którym można zaopatrzyć się we wszystko (tak!), czego tylko turysta niemuzułmanin potrzebuje. Późnym wieczorem powrót do Nabeul.
Sousse - Mahdii
W Sousse parkujemy (parking) tuż przy murach w okolicy kasby (zbieg drogi z Kairouanu i Avenue Ibn Khaldoun). Wchodzimy przez Bab el Gharbi i schodzimy ul. Souk el Caid. Po przejściu przez suki i obejrzeniu z zewnątrz kilku meczetów (niemuzułmanie nie mogą zwiedzać wnętrz) podchodzimy do Wielkiego Meczetu (wstęp: 1,6 DT), a następnie zwiedzamy ribat (2,1 DT). W wolnym czasie część odwiedza tutejsze Muzeum Archeologiczne w zabudowaniach kasby (8.00-12.00 i 14.00-18.00, cena - 2,1 DT; strażnicy nie chcą uwzględniać legitymacji ISC). Muzeum znacznie skromniejsze niż Bardo, ale warto je odwiedzić. Ok. 16.00 decydujemy się nie szukać noclegu w Sousse, ale pojechać do Mahdii, gdzie można zanocować blisko morza.
Do Mahdii przyjeżdżamy późnym popołudniem i uzyskujemy zgodę na rozbicie namiotów (camping nieoficjalny, ale całkiem przyzwoity) na wydmach między hotelami "Sables d'Or" i "Mehdi" (cena 2,5 DT od namiotu + 1,3 DT od osoby). Trochę trzeba posprzątać (odłamki cegieł), ale jest możliwość korzystania z pryszniców, sanitariatów. Plaża zaś należy do najczystszych i najmniej tłocznych (jedynie my).
Monastir
W Monastirze parkujemy nad morzem na wysokim klifie, dość daleko od centrum. Zwiedzamy ribat (wstęp: 2,3 DT + 1 DT za foto) i obchodzimy dookoła Wielki Meczet (trwają jakieś modły). Po obejrzeniu Mauzoleum (dostępne tylko z zewnątrz), które zbudował sobie były prezydent Tunezji, Habib Bourguiba, czas wolny. Jest go wystarczająco dużo, gdyż decydujemy się na nocną jazdę do oazy w Degache. Ok. pół godziny przed zbiórką zaskakuje nas niemal tropikalna ulewa.
Kairouan - Gafsa
Jazda nocna nie należy jednak do przyjemności. Droga Kairouan - Gafsa, mimo że na mapie zaznaczona jest na czerwono (czyli jako droga dobra) jest dość wąska. Jadące z Metlaoui ciężarówki z fosfatami nie chcą ustąpić i raz po raz wymuszają zjazd autokaru na dość miękkie pobocze. Nie jest to bezpieczne i kończy się uszkodzeniem opony. Na stacji benzynowej w Gafsie, gdzie docieramy ok. 1.00, kierowcy zmuszeni są wymienić koła. W ten sposób nie mamy już zapasu kół bezdętkowych. Mamy jednak jeszcze nadzieję, że można będzie je w Tunezji kupić.
Tuż przed czwartą rano jesteśmy już w oazie Degache i dość szybko znajdujemy camping ("Bedouina Camping", tel. 06/420209, obok którego znajduje się basen pływacki, niestety nieczynny). Camping - jak na tunezyjskie warunki - niezły (cena 4 DT za osobę/namiot). Cień w gaju palmowym, restauracja z zimnym piwem, możliwość zamówienia różnorakich przyjemności, m.in.: "wieczoru tunezyjskiego" (ok. 16 DT za osobę), czy wynajęcia dżipów na wycieczkę do oaz górskich (12-18 DT za osobę). Prawdziwym mankamentem są jednak sanitariaty i prysznice nieprzystosowane do dużej ilości ludzi, i w pierwszej chwili po przyjeździe właściwie nie do użytku. Ten dzień przeznaczyliśmy na prawdziwy wypoczynek w gaju palmowym i wędrówki po oazie w poszukiwaniu owoców (niestety sezon na owoce: figi, granaty, a przede wszystkim słynne w świecie tunezyjskie daktyle rozpoczyna się dopiero w październiku) i chleba.
Wieczorem na campingu uczestniczymy w tzw. wieczorze tunezyjskim (tańce ludowe, woltyżerka, narodowe potrawy itp.). Jest to zrobione dla turystów, ale w pokazie występują miejscowi pracownicy campingu i restauracji, co dodaje autentyzmu temu niewątpliwie cepeliowskiemu widowisku. Chyba jednak nie warto żałować kilku dinarów.
Źródło: TravelBit