Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat IV » Autobusem po Tunezji
Autobusem po Tunezji

Magda Olkuśnik i Anna Szaleńcowa


Tozeur - Nefta

W Tozeur oglądamy starą dzielnicę Ouled el Hadef z unikalną zabudową ceglaną oraz gaj palmowy. Rezygnujemy natomiast z Muzeum Sztuki i Kultury Tunezyjskiej. Wolimy włóczyć się po starych zaułkach i podglądać życie codzienne.

Po przyjeździe do Nefty (parkujemy przy Place da la Republique) zwiedzamy (piechotą) całą niemal oazę. Przez ul. Des Sources przechodzimy przez gaj palmowy głusi na nagabywania miejscowych turystycznych naganiaczy. Udaje się nam zobaczyć, jak mieszkają prawdziwi Tunzyjczycy (sympatyczne kobiety zapraszają naszą grupę do swojego domu na pogawędkę). Potem, przechodząc zaułkami starej dzielnicy El Bayadha, docieramy na wzgórze do Café de Corbeille. Widok, jaki ukazuje się naszym oczom, wart jest trudów wspinaczki. W drodze powrotnej zatrzymujemy się w Tozeur na zakupy (duży market na placu niedaleko meczetu El Farkous i Avenue Bourguiba).

Tamerza

Wycieczka zajmuje nam czas do południa. Szkoda, że nie dłużej. Kierowcy jednak tak regulują tempo zwiedzania, aby zdążyć po powrocie "załadować" (ok. 14.00) następną partię turystów. Cóż, mamona... Oazy koniecznie trzeba odwiedzić i to rano. Po południu skały nagrzewają się tak bardzo, że wycieczka może stać się ogromnie uciążliwa. Poza tym należy zabrać ze sobą kostiumy kąpielowe, gdyż w oazie Tamerza można wykąpać się pod pustynnym wodospadem. W drodze powrotnej postój na Chott el Gharsa. Po południu odpoczynek i zapoznawanie się z miejscowymi obyczajami.

Douz - Zafraane

Douz to niewielkie miasteczko u wrót Sahary. Chwilami trochę senne i zakurzone. Na każdym skrzyżowaniu pomnik: to wielbłąda, to jeźdźca beduińskiego, to pustynnej gazeli. Camping jeden z najlepszych w Tunezji (Camping "Desert Club" 4260 Douz, ulica (!) des Affections tuż przy gaju palmowym, tel.05/470-575). Cena: 4 DT od osoby. Jest tu wszystko: wspaniałe toalety w europejskim stylu i liczbie. Dużo wody (osobne stanowiska do mycia i prania, włącznie z możliwością odpłatnego - 4 DT - skorzystania z pralki), restauracja, prąd, brak skorpionów, sympatyczny i mówiący po angielsku właściciel - Lorenzo Bonfatti). Trochę brak cienia, ale prysznice na zewnątrz łagodzą upał. Właściciel campingu chętnie organizuje przejażdżki na wielbłądach i to po całkiem niskich cenach (7 DT od osoby). Niedaleko campingu duży bazar warzywno-owocowy, gdzie można z 1 DT kupić całe 10 kg owoców opuncji (wyjątkowo tanio). Jedyna niedogodność dla podróżujących autokarem to piaszczysta i wąska uliczka przy campingu i zbyt wąski dla autokaru wjazd. Pojazd parkuje pod płotem, przez który trzeba przerzucić rzeczy na teren campingu.

Po rozlokowaniu się jedziemy obejrzeć największą wydmę piaskową (początek Wielkiego Ergu Wschodniego) w okolicy - w Zafraane. Jest na co popatrzeć, a poza tym jazda przez gaje palmowe jest wspaniała. Około godz. 17.30 wyjeżdżamy w kierunku innej pobliskiej wydmy w Douz, gdzie czekają na nas wielbłądy. To przejażdżka, którą będziemy długo pamiętać: zachodzące słońce, wzmagający się, miotający piaskiem, pustynny wiatr, "beduińskie" stroje, w które zostaliśmy przebrani, śpiewający beduińskie pieśni poganiacze... a na horyzoncie, całkiem jak prawdziwa, atrapa mauretańskiego zamku - dekoracja do włoskiego filmu. Po zachodzie słońca jeszcze długo stoimy na wielkiej wydmie wpatrzeni w ciemniejącą przed nami pustynię.

Tijma

Najpierw zatrzymujemy się w Tijma (jeden z pierwszych domów troglodyckich). W tych okolicach należy mieć trochę drobnych pieniędzy, aby móc zapłacić właścicielom domostw coś w rodzaju bakszyszu. Należy też na samym początku umówić się co do ceny usługi, bo potem mogą być nieprzyjemności (cena wzrasta wielokrotnie).

Matmata - Gabes

Matmata na pierwszy rzut oka nie robi tak wielkiego wrażenia, jakiego się spodziewaliśmy, a dzieje się tak dlatego, iż podziemnych domostw nie widać od razu. Natychmiast jednak jak spod ziemi wyrasta tubylec chętny do oprowadzenia po znajomych domostwach. Wystarczy kilka, kilkanaście dinarów od grupy, a można wszystko zobaczyć i sfotografować. Beduini nie wzbraniają się tak bardzo przed aparatem fotograficznym, jak mieszkańcy północnej Tunezji. Szczególnie wdzięcznym obiektem są dzieci (mile widzianą formą zapłaty za pozowanie są cukierki lub "un stilo"). Po drodze z Matmaty można przystanąć przy szczególnie imponującym uedzie. 

Wjazd do Gabes od południa jest prosty. Camping znajduje się w Centre des Jeunesse (tel. 05/27-02-71), przy skrzyżowaniu Rue Habib Bourguiba i Rue d'Oasis, tuż za śmierdzącym kanałem przepływającym przez tę część miasta. Centrum znaleźć łatwo, kierując się na Wielki Meczet. Sam camping nie jest tragiczny (gaj palmowy), ale sanitariaty okropne. (Cena 0,5 DT za namiot, 2 DT za osobę). Tuż po przyjeździe, gdy na campingu nie było jeszcze tunezyjskiej młodzieży, udostępniono nam sanitariaty w bungalowach. Z każdym następnym dniem jest jednak gorzej, bo gości przybywa i część sanitariatów zostaje dla nas zamknięta. Ujęcie wodne na zewnątrz, tuż przy dawnych campingowych sanitariatach, staje się prawdopodobnie przyczyną kilku zatruć pokarmowych, które objawiają się dopiero w Nabeul. Szef campingu jest też (przesadnie?) ostrożny i każdego dnia rano każę nam chować wszystkie ruchome rzeczy do namiotów, w obawie przed kradzieżą. Późnym popołudniem szef campingu pokazuje nam drogę do miejskiej plaży tuż pod Gabes. Na plaży tłum tubylców. Jesteśmy (dziewczyny) atrakcją sezonu, wokół nas gromadzą się wyrostki. Na razie jest jednak sympatycznie, śmieją się obie strony.

Houmt Souk

Na wstępie popełniamy błąd, pozwalając kierowcom na poranne, w dodatku jak się okazuje, bezskuteczne poszukiwanie odpowiedniej opony dla naszego autokaru. Wyruszamy za późno i na przeprawie musimy ustawić się w wielokilometrowej kolejce. Od całkowitej chandry ratuje nas zimne piwo, serwowane w licznych restauracjach przy promie. Na Jerbie jesteśmy już prawie w południe. Postanawiamy zrezygnować ze zwiedzania Houmt Souk i jedziemy prosto na plażę. Okazuje się jednak, że w okolicach Houmt Souk nie ma czystej wody (glony i brudne zacieki na plaży). Jedziemy więc drogą obok luksusowych hoteli w poszukiwaniu czystej wody, kawałka czystego piasku i parkingu. To nie takie proste. Czyste kawałki plaż należą do hoteli i nie ma na nie wstępu. W końcu znajdujemy plażę publiczną (plaża Sidi Mahares), na której się zatrzymujemy. Daleko nam do zachwytów, bo piasek wcale nie taki czysty, jak na reklamach, poza tym mnóstwo ludzi, a my już zdążyliśmy się od tego odzwyczaić. Jakoś wytrzymujemy do 16.30 i ruszamy na poszukiwanie słynnej synagogi.

Jerba

Poruszanie się po drogach Jerby nie jest proste, bo często brak drogowskazów lub są jedynie w języku arabskim. Łatwiej się zapytać, tubylcy prawdopodobnie szybciej wskażą drogę. Przyjeżdżamy w pobliże synagogi tuż po 18.00. Spóźniliśmy się kilka minut - od pilnującego obiekty policjanta (jest ich wyjątkowo dużo w Tunezji) dowiadujemy się, że rabin właśnie pojechał do domu. Oglądamy więc synagogę z zewnątrz i wracamy przez groblę w El Kantara w stronę Gabes. Na campingu jesteśmy już po ciemku, ale i tak nie można iść spać, bo muezzini w okolicznych trzech meczetach właśnie zaczęli koncert (kilkuminutowy, wzmocniony odpowiednimi urządzeniami nagłaśniającymi). Podobny zbudzi nas przed wschodem słońca. Ale to nie koniec atrakcji: tuż za campingiem rozpoczyna się muzułmańskie wesele - okropnie głośna muzyka i tańce trwają aż do rana. Większość z nas przesypia jednak tę noc (jak i inne podobne na tym campingu) bez problemu. Nakładające się wielodniowe zmęczenie potęgowane upałem daje znać o sobie coraz częściej.

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 5 6 dalej >>
Przewodniki - Przez Świat IV
WARTO ZOBACZYĆ

RPA: Johannesburg
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl