Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat IV » Autobusem po Tunezji
Autobusem po Tunezji

Magda Olkuśnik i Anna Szaleńcowa


Ksar Hadada

Ksar Hadada to nie tylko zabytek, ale też hotel (16 DT za nocleg ze śniadaniem). Trochę żałujemy, że nasze namioty pozostały w Gabes. Wracamy do Medenine, a potem za miastem skręcamy do Metameur, gdzie znajduje się kolejny ksar. Ten, mimo że również mieści hotel, wygląda na bardziej zrujnowany niż poprzedni. Nie widać żadnych turystów, a obsługa pojawia się jedynie wtedy, gdy chcemy skorzystać ze strasznej toalety. Późnym popołudniem po powrocie do Gabes jedziemy na znajomą plażę. Tłum jeszcze większy (jak rano w Waranasi nad Gangesem) niż poprzednio. W czasie kąpieli tunezyjska młodzież męska zachowuje się już mniej sympatycznie niż ostatnim razem. Dopiero groźba wezwania policji stopuje te niemiłe zachowania. Ale my już mamy dość.

Nabeul

Po zastanowieniu się wybieramy camping w Nabeul. Musimy przecież należycie wypocząć przed męczącym powrotem do kraju. Po drodze planujemy po cichu zatrzymanie się w Sfaxie. Jednak obwodnica wynosi nas tak daleko od centrum, że szkoda nam czasu na przebijanie się przez straszne korki w tym mieście. Do Nabeul przyjeżdżamy dość wcześnie i to nas ratuje od dalszych poszukiwań. Dwie godziny później nie zmieścilibyśmy się już na tym gościnnym i niezbyt drogim campingu.

Nabeul

Nabeul. Odpoczywamy i leczymy pierwszych chorych na zatrucia pokarmowe. Nasz lekarz wyprawowy ma pełne ręce roboty (cztery osoby). Jest trochę zdenerwowany: a nuż to ameba?!.

Nabeul

Nabeul. Dziś zachorowały dodatkowe dwie osoby. Decydujemy się na konsultację z miejscowym lekarzem (szpital, ul. Hedi Thameur, ok. 100 m od ul. Habiba Bourguiby). Diagnoza jest pomyślna: to z pewnością nie ameba. Nasz lekarz pokładowy czuje się usatysfakcjonowany, zastosował właściwą terapię i po południu większość chorych czuje się już nieźle. Wieczorem na plaży "Pożegnanie z Afryką" - impreza wyprawowa.

Tunis - La Goulette

Wyjeżdżamy ok. południa, ok. godz. 13.30 jesteśmy na placu 7 Novembre w Tunisie. Grupa ma wolny czas, my zaś jedziemy do portu w La Goulette sprawdzić naszą rezerwację i bilety (pomni wcześniejszych kłopotów). W urzędzie portowym tłum. Nie wpuszczają nas do środka. Prosimy strażnika o sprawdzenie naszej rezerwacji. Po chwili wraca i potwierdza, że wszystko w porządku. Jedziemy znów do centrum. Jeszcze ostatnie zdjęcia, zakupy. Obiad (ok. 6-7 DT w restauracji dla tubylców). Ok. 16.00 czekamy już na grupę. Okazuje się, że ok. 14.00 naszą koleżankę okradziono z paszportu i od tego czasu krąży między miejscowymi posterunkami policji. Nie zawiadomiono polskiej ambasady. Dzwonimy natychmiast, ale urzędniczka ze spokojem wyjaśnia, że jest już po godzinach pracy i należy przyjść jutro, po czym odkłada słuchawkę. Nie pomagają nasze tłumaczenia, że jutro będzie już za późno. Postanawiamy udać się po pomoc do policji portowej w La Goulette. Tu funkcjonariusze spisują protokół i obiecują pomoc w przejściu granicy. Mamy też kłopoty z otrzymaniem biletów na prom. Przed biurem potężny tłum, przyjeżdża na pomoc policja. Panującego bałaganu nie da się opisać. Nasz szef z pomocnikami wchodzi cudem do środka i długo nie wraca. Gdy wreszcie wychodzi, okazuje się, że znów nie mamy biletów. Musimy po raz drugi zapłacić za nie (kartą kredytową). Okazuje się, że nasze bilety (kredytowe naturalnie) były na promie. Do dziś nie wiemy, jak je mieliśmy z tego promu odebrać, skoro na prom obowiązuje wstęp za biletami! W jaki sposób przewieźliśmy koleżankę na prom bez paszportu, niech pozostanie naszą tajemnicą. Naturalnie obiecujący nam pomoc policjanci z punktu portowego nie pojawili się, musieliśmy radzić sobie sami. Na promie udało nam się przespać noc.

Trapani - Isole de Femine

Rano jesteśmy w Trapani. Trochę kłopotów z biletami (jak zwykle) i ze zgubionym paszportem, ale wszystko kończy się dobrze. Udaje nam się opuścić prom. Jedziemy autostradą w kierunku Segesty. Po zjeździe kierowca trochę płacze, że zbyt kręta droga, ale składamy to na karb niewyspania na promie. Segestę zwiedzamy w samo południe (4000 lirów). Wspinamy się najpierw na akropol, a potem schodzimy do świątyni. Następnie ruszamy do Monreale. Wejście do katedry za darmo. Wspaniałe mozaiki, nie chce się nam wyjść. Krużganki niestety płatne (4000 lirów), ale udaje się nam wybłagać wolny wstęp dla posiadaczy legitymacji ISC. Jednak nawet ci, którzy musieli zapłacić, nie żałują. We Włoszech coraz trudniej uzyskać zniżki, gdyż oficjalnie przysługują one jedynie członkom Unii. Pocieszamy się, że już niedługo staną się one i naszym udziałem. Nocleg chcemy znaleźć w okolicach Isole de Femine. Pierwszy spotkany camping podaje nam tak wysokie ceny (15000 L za osobę), że rezygnujemy. Następny jest lepszy i tańszy (7000 L). Jeszcze można skorzystać z kąpieli i zrobić zakupy w campingowym sklepiku.

Messyna

Do Messyny na prom przyjeżdżamy późnym popołudniem. Tak więc Sycylię witaliśmy o wschodzie, a żegnamy o zachodzie słońca.

Sycylia

Wieczorem decydujemy się pomóc innej grupie, korzystającej z usług naszego przewoźnika, i wymienić się z nimi autokarami. Ich ma podobno jakiś mały, na razie nieszkodliwy defekt, który może się jednak pogłębić, a dopiero co zaczęli podróż.

Udine - Tarvisio

Jedziemy nowym (!) autokarem i zastanawiamy się, czy przypadkiem nie przesadziliśmy w naszych dobrych uczynkach. Koło Udine postój techniczny. Okazuje się, że autokar jest wyraźnie bardziej zepsuty niż nam opowiadano. Stoimy tu (w dwóch ratach) do 22.00. Pada deszcz. Gdy ruszamy, niektórzy z nas już się modlą, aby dojechać do kraju. Cudem docieramy do granicy włosko-austriackiej.

W autokarze

Noc w autobusie nie należy do przyjemności. Niektórzy wychodzą z karimatami na zewnątrz, ale temperatury już nie te, co w Afryce, ponadto nad ranem budzi ich deszczyk. Coś trzeba zrobić z czasem. Rano dostajemy fax, że poszukiwania wolnego autokaru trwają (sobota-niedziela). W południe pogoda się poprawia. Robimy wspólną "kuroniówkę" i przepijamy "zapasami". Humory się poprawiają, gdy znajdujemy dziurę w siatce ogradzającej parking. Możemy iść w góry. Pogoda jest wyśmienita. Słońce, zielone hale, na moment zapominamy o zepsutym pojeździe. Wieczorem znów zaczyna siąpić deszcz. O czwartej w nocy podjeżdża autokar przywieziony aż z kraju, przez firmę o adekwatnej do naszej sytuacji nazwie - "Panaceum". Wracamy.

Kraków

W Krakowie jesteśmy tuż po 21.00. Zyskaliśmy (?) dodatkowy dzień oraz wiele cennych, choć nieplanowanych doświadczeń na przyszłość.

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 5 6
Przewodniki - Przez Świat IV
WARTO ZOBACZYĆ

RPA: Wzgórza Kapsztadu
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl