|
Niechciany skorpion z plecaka |
Kanion Colca, wtorek 21 października.
Czeka nas bardzo długi dzień, gdyż już o 5 rano chłopak z recepcji robiąc za budzik puka po kolei do każdego pokoju. O 5:30 jemy śniadanie, jest już jasno, pakuję plecak, wyjmując dokumenty zauważam między papierami niewielkiego skorpiona
Wlazł był skubaniec w nocy do plecaka, a rano widocznie zgniotłem go palcami wyjmując kopertę z kserokopiami paszportów. Jest naprawdę ładny, sporządzam mu oczywiście portret macro i chowam na pamiątkę do pudełka po filmach.
|
Dziewczynka z Yunque |
O 6 ruszamy w drogę, zatrzymując się na chwilę przed kościołem w Yunque, gdzie dla niemieckich turystów tańczy folklorystyczna grupa. Korzystamy z nadarzającej się okazji i zasłuchujemy w upojną, łatwo wpadającą w ucho andyjską muzykę. Jedna z wieśniaczek trzyma na sznurku dorosłego orła. Jedziemy w dół doliny rzeki Colca, której brzegi pokryte są tysiącami kamiennych tarasów zbudowanych tutaj przez lud Collaguas około 200 roku po Chrystusie. Budowla imponująca w swojej skali!
|
Rzeka Colca |
Zbocza doliny są żółto-brunatne, jakże inne od soczysto-zielonych, jakie podziwiałem jeszcze w kwietniu, pod koniec pory deszczowej. Stajemy co pół godziny w najciekawszych widokowo miejscach rozkoszując się egzotyczną dla nas panoramą wielkiego wąwozu. Rzeka Colca mierzy 350 km, z czego 100 km to najgłębszy kanion na świecie, sięgający 3400 metrów w głąb Ziemi.
|
Mirador de Cruz |
Jesteśmy w miejscu gdzie rozpoczyna się Kanion, na jednym z najczęściej odwiedzanych parkingów w całym andyjskim regionie - MIRADOR de CRUZ. Tutaj właśnie codziennie rano, z zadziwiającą dokładnością pokazują się kondory. Te ogromne ptaki czekają aż powietrze ogrzeje się wystarczająco, aby wznoszące prądy konwekcyjne mogły unieść potężne cielsko w górę wąwozu, na żer. Punktualnie o 8 rano jesteśmy w miejscu, gdzie już czeka setka turystów.
|
Nadleciał kondor! |
O godzinie 8:27 nadlatują kondory, dwie sztuki, jeden czarno- biały - czyli dorosły - drugi jednolicie brązowy, widać jeszcze młody, chociaż ogromny. Kondory żyją w Andach od Wenezueli po chilijską Patagonię, nie są wzięte pod ochronę, chociaż ich ilość, niestety, systematycznie maleje. Kondor andyjski (Vultur gryphus) jest największym padlinożercą Ameryki Południowej, z rozpiętością skrzydeł ponad 3 metry, wagą 12-17 kg (samce), osiągając wiek do 70 lat, chociaż większość przeżywa 20-30 lat.
|
El condor pasa! |
Kondor zyskuje dojrzałość dopiero w wieku 7-11 lat, samica składa jaja w niedostępnych klifach, a młode uczy się fruwać dopiero w 6 miesięcy po wykluciu i przez 2 lata jest zdane na rodziców. W efekcie kondory mają młode nie częściej niż 2-3 lata. "Nasze" kondory zataczają wielkie koła stopniowo wznosząc się do poziomu krawędzi kanionu. Przez pełne 23 minuty dają nam wspaniały spektakl, doprowadzając do wymiany filmów. Kiedy nadchodzi 9 musimy jechać w drogę powrotną, z żalem pozostawiając za sobą unikalne widowisko.
|
Z orłem na ręce |
Przystajemy w zniszczonej niedawno przez trzęsienie ziemi mieścinie robiąc zdjęcia kolejnemu udomowionemu orłowi na sznurku. Orzeł jest imponujący, ze spokojem patrzy swoim orlim wzrokiem w moje zaciekawione źrenice. W drodze do Chivay stajemy jeszcze w miejscu, gdzie widoczny jest szczyt Nevado Mismi, za którego grzbietem znajduje się źródło Amazonki, tak niedaleko od nas! W Chivay mamy porę na posiłek, tym razem wstępujemy do oryginalnej restauracji Casa Grande zamawiając wyborną zupę z raków (chupe de cmamarones)i gotowany bób (avas cossidas).
|
Panorama Puno |
O 12:30 w południe wyjeżdżamy z miasta, ponownie, o 13:15 przekraczamy przełęcz Patapampa i kierujemy się na wschód w stronę Puno nad jeziorem Titicaca. Reszta dnia upływa na spokojnym przejeździe przez całe altiplano do Juliaca, a następnie do Puno.
Do celu docieramy o 7 wieczór, już po zachodzie słońca. Puno leży na wysokości 3825 m n.p.m., gdzie wejście po schodach na 2 piętro trzeba okupić ostrą zadyszką, to naprawdę duży wysiłek.
|
Katedra na Plaza de Armas |
Po zarejestrowaniu urządzamy sobie jeszcze spacer po starym mieście, zwiedzając dwa ładne place: Parque Pino oraz Plaza de Armas lądując w końcu na wspólnym obiedzie w restauracji Huanchacos przy głównym deptaku Lima. Znając potworny ból głowy jaki kilka razy uprzednio w tym mieście zwykł mnie budzić o północy, zażywam dwie tabletki aspiryny i zasypiam jak niemowlę.
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|