PE 5; Puno, Jezioro Titicaca
|
|
|
Środa 22.10.
Hotel Uros, pobudka o 6 rano. Baterie do aparatu na szczęście zdołały się załadować. W Peru obowiązują amerykańskie (płaskie) wtyczki i 110 V napięcia w sieci. Schodzę na śniadanie, wybór skromny, ale jedzenie jest bardzo smaczne. O 7 podjeżdża autobus i zabiera nas wszystkich na przystań nad jeziorem Titicaca, gdzie czeka już kapitan Mario, przewodnik Enrique i łódź o nazwie Wari I.
|
Port nad Titicaca |
Słońce jest wyjątkowo mocne na tej wysokości, znajdujemy się bowiem aż 3810 metrów ponad poziomem morza!
Titicaca jest najwyżej położonym żeglownym jeziorem na świecie, posiada 176 km długości, 65 km szerokości, głębokość do 280 metrów. Około 60% jego powierzchni należy do Peru, reszta do Boliwii. Titicaca znaczy w języku Indian Keczua: Szara Puma, a nazwę tą należy poprawnie wymawiać titi khakha.
|
Z trzciny totora Indianie Uros plotą swoje pływające wyspy |
Płyniemy 40 minut do wysp Indian Uros. Uros to lud bliżej nieznanego pochodzenia, zdominowany obecnie przez lud Ajmara. Uros żyją m.in. na 23 wyspach z trzciny totora, zakotwiczonych w dnie jeziora. W ten sposób bytuje około 250 ludzi, ale blisko 2 tysiące Ajmarów żyje na stałym lądzie, głównie w Puno.
Lądujemy na jednej z pływających wysepek o nazwie Mama Toranis. Jako turyści możemy swobodnie rozglądać się, robić zdjęcia i słuchać opowieści Enrique o historii i zwyczajach Uros.
Ta wysepka ma rozmiary około 100 x 50 metrów, grubość około 2 metrów, zakotwiczona jest w wodzie na głębokości 8-15 metrów. Mieszka tu na stałe 17 rodzin. Widzimy tylko kobiety i dzieci, mężczyźni bowiem o świcie odpłynęli do Puno aby pracować, głównie jako taksówkarze i rikszarze.
|
Kup pan makatke! |
Po półgodzinnej wizycie, połączonej oczywiście z nieodłącznym rytuałem zakupu pamiątek, płyniemy na następną wysepkę Tupiri I. Podobnie jak na poprzedniej, są tu rozłożone kramy z tkaninami i wyrobami ceramicznymi. Ta wysepka jest mniejsza, żyje tu ledwie 7 rodzin.
Największym budynkiem z trzciny jest "muzeum przyrodnicze" z wypchanymi ptakami (m.in. flamingi, gęsi andyjskie i jastrzębie caracara) i rybami, a także z baterią słoneczną na dachu. Zaglądam do wnętrza jednego z szałasów, z szerokim uśmiechem na twarzy wita mnie właściciel, oglądam materac trzcinowy z wełnianym kocem, na ścianach wisi odzież i podstawowy sprzęt kuchenny, na podłodze jest kuchenka gazowa używana w porze deszczowej. Teraz - w okresie suchym - posiłki przygotowywane są w płomieniach ogniska, na zewnątrz.
|
Młode czaple |
W kącie wyspy piszczą młode czaple, wychowane wśród ludzi, z przeznaczeniem na spożycie, są śliczne, rozbawione, widać zupełnie nieświadome swojego przeznaczenia. W jednym z szałasów stoi... telewizor, a jego właściciel posiada przy sobie telefon komórkowy. Zakładam więc, że za jego pośrednictwem może również odczytać swój e-mail.
Poza komercyjnymi pływającymi wyspami są tutaj również takie, gdzie mieszkańcy z własnej woli nie chcą spotkać turystów, w obawie o zatracenie plemiennej tożsamości.
|
Stragany na pływającej wyspie |
Posmak tego rodzaju izolacji możemy do pewnego stopnia poczuć już po 2.5 godzinach dalszej podróży w głąb Titicaca, tym razem na "normalna" kamienną wyspę o egzotycznej nazwie Tequile (nie mylić z Tequila!). Dopiero teraz dociera do mnie fakt, że jezioro Titicaca to chyba jedyne miejsce na świecie, gdzie za jednym razem można dostać zarówno choroby wysokościowej jak i choroby morskiej!
Na szczęście wiatru dzisiaj nie ma i pogoda dopisuje chociaż ponad boliwijskim brzegiem widać jak coraz bardziej skupiają się kumulusy.
|
Śródziemnomorskie pejzaże brzegów Taquile |
Dokładnie w południe docieramy do północnego cypla wyspy, wysiadamy i podążamy kamienistą ścieżką do góry, w stronę wioski. Wokoło nas błękitno-zielona woda jeziora, prastare kamienne terasy uprawnych pól i aromat rozgrzanych na słońcu eukaliptusowych drzew.
|
Dochodzimy do rynku |
Po około 45 minutach spokojnego marszu docieramy do skromnego rynku, gdzie są dwa sklepy z pamiątkami i muzeum, w którym ze zdumieniem zauważam dyplom dla miejscowych górali za udział w Międzynarodowym Festiwalu Folklorystycznym w Zakopanem w 1996 roku. Z rynku mamy tylko 10 minut spaceru do góry i dochodzimy do przełączki gdzie skupiło się kilka restauracji. Zamawiamy ryż, zupę z kaszy quinua, podziwiamy oryginalne stroje przechodzących dróżką mieszkańców wyspy. Ubierają się zupełnie inaczej niż ich sąsiedzi ze stałego lądu.
|
Indiańskie dzieci z Taquile |
Na wyspie nie ma psów, nie ma asfaltu ani samochodów, nie ma złodziei. Mieszka tutaj 1800 ludzi w 6 gminach. Nie chcą się mieszać z ludnością na stałym lądzie, stąd problemy genetyczne.
O ile w Peru średnia rodzina posiada statystyczne 4.5 dzieciaka, o tyle tutaj... tylko dwójkę. Mieszkańcy Taquile zajmują się głównie uprawą roli i tkactwem, od niedawna również rybołówstwem dla potrzeb coraz częściej przybywających tutaj turystów.
|
Kamienne łuki ponad ścieżką schodzącą stromo do przystani |
Po posiłku schodzimy do przystani stromo w dół malowniczymi, liczącymi 540 stopni schodami o wieku co najmniej 700 lat! Nad ścieżką rozpostarto dwa kamienne łuki, przy których dzieciaki jak z bajki proszą o kilka cukierków i długopisy. Łódź już czeka, płyniemy z powrotem do Puno, prowadzeni przez migocącego na zachodnim firmamencie Jowisza.
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|