Sobota, 25.10.
Dzisiaj wstajemy wyjątkowo wcześnie, o 4:44 nad ranem i schodzimy do hotelowej restauracji. Wybór dań na śniadanie jest ogromny: jajecznica, jaja na twardo, ziemniaki, parówki, dwa gatunki szynki, sery, oliwki a na drugim stole arbuzy, ananasy, winogrona i papaja. Do tego kawa, herbata z liści koki, woda i kilka gatunków soków owocowych.
O piątej wyjeżdżamy autokarem na dworzec kolejowy, skąd specjalny turystyczny pociąg Backpacker powiezie nas w stronę Machu Picchu. Bilet wraz z transferem, wahadłowcem i wstępem do parku narodowego Machu Picchu kosztuje dużo - 115 USD. Ale obejrzenie tego ósmego cudu świata warte jest prawie każdej ceny.
|
Pociąg jedzie wzdłuż Urubamby |
Jest 6:30 rano. Świeci słońce, nad głowami jaśnieje niebo, temperatura powietrza dochodzi do 20o Celsjusza. Ruszamy. Przez pierwsze pół godziny pociąg z wyraźnym trudem wspina się zakosami na wzgórza okalające Cusco rozwijając za oknem panoramę miasta, całej Doliny ze sterczącym w niebo kolosem Ausangate (6384 m n.p.m.). Ta wielka góra wygląda zupełnie jak alaskański Mt. McKinley oglądany z Talkeetna, posiada zresztą podobną wysokość. Równie pięknie jak Wielka Góra prezentuje się stare centrum Cusco z dominującymi wieżami kościelnymi, wyraźnie odcinającymi się od reszty budynków w niskich promieniach wschodzącego słońca.
|
Serpentyny wiodące do ruin |
Te kościoły znaczą hańbiące dzieło zniszczenia hiszpańskich konkwistadorów. Miejska Katedra znajduje się w miejscu królewskiego pałacu inki Wirakoczy, klasztor św. Krzysztofa wzniesiono na ruinach pałacu inki Manco Capac, Santa Catalina stanęła na gruzach Świątyni Dziewic, La Compania na fundamentach pałacu inki Wayna Capac, a kościół Santo Domingo stanął w miejscu obrabowanej i zrujnowanej Świątyni Słońca. Ileż bólu, krwi i tragedii mają poza sobą te tak podziwiane obecnie miejsca! Już o 7:20 rano osiągamy najwyższą na dzisiejszej trasie wysokość (3690 m n.p.m.) czyli 340 metrów wyżej w odniesieniu do rynku w Cusco (3350 m n.p.m.).
|
Inkaski, skalny kompas |
Po godzinie jesteśmy w Oroy, zaledwie 20 kilometrów od Cusco, ale od tej chwili pociąg nabiera tempa zaczynając przy okazji się telepać dodając pasażerom komicznych podrygów. A za oknami "wyświetla się" ekscytujący krajobraz wzgórz i żyznych dolin z australijskimi eukaliptusami, europejskimi wierzbami i tutejszymi agawami. O 9 wtaczamy się do Świętej Doliny Inków - doliny rzeki Urubamba. Na brzegach widać prastare inkaskie tarasy uprawne, z kaszą i kukurydza, tutaj właśnie osiągającą największe rozmiary w Ameryce Południowej, bez żadnych genetycznych manipulacji. Obok torów prowadzi szosa, której bieg kończy się w miejscowości Ollantaytambo, nawiasem mówiąc założonej przez Inków na planie lamy (a dokładniej mówiąc na planie gwiazdozbioru lamy, podobnie jak Cusco powstało na planie pumy, Pisac na kształt andyjskiej kuropatwy, a Machu Picchu na wzór konstelacji Kondora). Odzwierciedleniem gwiazdozbioru Węża jest sama rzeka Urubamba.
|
Przedstawienie Krzyża Południa |
O 9 z minutami, podczas krótkiego postoju w Ollantaytambo oblegają nas wieśniaczki oferując do sprzedaży bardzo smaczną gotowaną kukurydzę choclo z owczym serem (po 2 sole) i oryginalne szmaciane lalki w regionalnych strojach.
W kilka minut później pociąg wciska sie w wąski kanion rzeki, o coraz to bardziej stromych ścianach porośniętych coraz bujniejszą roślinnością, jakże kontrastująca z wypalonym przez słońce płaskowyżem Altiplano.
Co jakiś czas po prawej stronie ukazują się ośnieżone szczyty Kordyliery Vilcabamba. Obniżyliśmy się na 2000 m n.p.m., w związku z tym temperatura wzrosła do blisko 30 stopni Celsjusza.
|
Wspinaczka na Huayna Picchu |
O 10:45 osiągamy w końcu docelowa stację Aguas Calientes (Gorące Źródła). Stąd wahadłowy autokar zabierze nas serpentynami wysoko na strome zbocze do ruin Machu Picchu. Jazda autobusem serpentynami po stromym zboczu trwa 20 minut, pokonujemy 400 metrów w pionie. Docieramy do bramki wjazdowej do Parku Narodowego, gdzie jest kawiarnia, toaleta i bardzo przydatna przechowalnia dla zbędnego bagażu. W ciągu chwili atakują nas chmary wściekle kąsających muszek, kilku z nas ma szorty i szaleńczo ogania się od czarnych fruwających diabełków. Szybko spryskujemy się środkami przeciwko komarom, ale jak się później okazało, te kilkanaście minut przed wejściem dało muszkom okazje do udanego ataku. Nie wiemy jeszcze, że wieczorem będziemy mieć na łydkach poważne infekcje, opuchnięcia i stany zapalne, że pójdzie w ruch Hydrocortizon i Benadryl, a znaki na nogach będą nam przypominać o tym poranku przez bite 2 tygodnie!
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|