Sale - Rabat
Droga z Lixus do Sale nie obfitowała w wydarzenia, ale okazała się być ogromnym, ciągnącym się chyba kilometr, kramem z ceramiką (właściwie liczne kramy jeden obok drugiego, po lewej stronie naprzeciw torów kolejowych). Jadąc do Sale, mniej więcej na wysokości Kenitry, ni stąd ni zowąd wjechaliśmy na autostradę widmo (nie ma jej na mapach). Jechało się bardzo fajnie, tym bardziej, że byliśmy prawie jedynymi użytkownikami, ale na samym jej końcu znajdowała się kasa (15 DH). W Sale, będącym właściwie przedmieściem Rabatu, należy się zatrzymać ze względu na kemping De la Plage (standard taki sobie, brak cienia; na kempingu liczne, ciekawe, międzynarodowe towarzystwo), z którego można dojść, przechodząc przez most, w 30 minut, do stolicy kraju. W Rabacie jest wiele rzeczy wartych obejrzenia:
- wieża Hasana, mauzoleum Mohameta V (do którego jednak nie można było wejść);
- nekropolie merynidzkie Chellach (niespotykane ilości bocianów i innych ptaków, jak również przepiękne kwiaty w ogrodach);
- pałac królewski - niestety, poza bramą i wartownikami nic nie widać;
- kasba Oudaia;
- Narodowe Muzeum Sztuki Marokańskiej było w remoncie, ale przy wejściu do kasby, po lewej stronie znajdowała się wystawa tłumnie odwiedzana przez Marokańczyków, ukazująca króla Hassana II na fotografiach, we wszelkich możliwych ujęciach.
Z murów kasby interesujący widok na Sale. Polecam Cafe Maure, gdzie podają dobrą herbatę miętową. Przy wejściu do kasby zwróćcie uwagę na potężny cmentarz muzułmański (po drugiej stronie drogi, przy wjeździe do miasta). Jeśli wybieracie się w Atlas Wysoki, koniecznie musicie odwiedzić Wydział Kartograficzny przy Av. Moulay Hassan 31, przed południem), aby kupić mapy topograficzne interesujących was regionów. Najbardziej przydatna to Ibel Toubkal 1:50 000 i Oukaimeden 1:100 000. Sentymentalnym i praktycznym polecam odwiedzenie Ambasady Polskiej. Zostawcie tam listę uczestników i planowaną trasę podróży (to tak w razie czego), a jeśli ładnie się uśmiechniecie do pani, która tam pracuje, to napisze wam ona pismo po francusku zaświadczające, że jesteście studentami szczególnie zainteresowanymi historią i kulturą Maroka. Potem kilka okazałych pieczątek i podpis ambasadora. Pismo to ma czarodziejską moc (chyba ze względu na swój bardzo urzędowy charakter) - policjanci na rogatkach po przeczytaniu nagłówka puszczą was bez słowa, a w muzeach daje się wytargować duże ulgi. Z muzeami w Maroku jest tak: wszystkie podlegają Ministerstwu Kultury i Sztuki i wszędzie obowiązują te same ceny (wyjątek to Jardin Najorelle, który jest muzeum prywatnym, i Volublis), a więc 10 DH - my, 5 DH - oni, czyli Marokańczycy i 2 DH grupy z autoryzacją. Aby uzyskać autoryzację, należy złożyć podanie do w/w ministerstwa i odczekać kilka miesięcy na pozytywną decyzję. Ale pismo z Ambasady przy odrobinie daru przekonywania może zostać potraktowane jako autoryzacja, a gdy jeszcze poprze się je dowodem w postaci biletów za 2 DH z poprzedniego muzeum, to sukces murowany (bywają oporne przypadki). Każda inna próba wytargowania niższej ceny nie powiodła się.
Przed Sale znajduje się ciekawy Jardins Exotiques (10 DH) - w środku można poczuć się przez moment jak w dżungli.