Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat I » Wyjazd do Maroko
Wyjazd do Maroko

Sławomir Renk


Atlas Wysoki

25 lipca pojechaliśmy do Imlil. Droga z Asni początkowo jest asfaltowa, ale potem zamienia się w coś, co przypomina koryto rzeki. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby coś nadjechało z przeciwka - nie sposób tam zawrócić. W Imlil zatrzymaliśmy się na noc obok schroniska CAF-u (10 DH od osoby). Chłopak z obsługi wyjaśnił nam, co i jak z chodzeniem po górach, objaśnił mapę i zaproponował trasę. Potem spędziliśmy kilka miłych chwil w kawiarence z miejscowymi przewodnikami (nota bene, jeden z nich znał kilka polskich zwrotów, a barman liczył po polsku). Według oficjalnej taryfy muły kosztowały 75 DH za dzień, a przewodnik 150 DH (ale żąda się odpowiednio 100 i 200 DH). Z własnego doświadczenia wiemy, że zarówno muły, jak i przewodnik, są całkowicie zbędni. Nie dawajcie wiary tym, którzy będą was usiłowali przekonać, że bez tego absolutnie nie dacie sobie rady. Za to na pewno niezbędna jest mapa, którą podobno można kupić w biurze turystycznym w Imlil (otwarte od 900), ale właściciele często bywają w górach i biuro jest zamknięte na cztery spusty. Nam udało się odkupić mapę od jednego przewodnika za 100 DH. Rano wyruszyliśmy do schroniska Neltnera. Całą trasę pokonaliśmy w ok. 6 godzin, co nas bardzo zdziwiło, gdyż spodziewaliśmy się, że będzie gorzej. Na dole było upalnie, zaś przy schronisku było bardzo zimno i siąpił deszcz (deszcz padał regularnie codziennie po południu). Kawa w schronisku kosztowała 3 DH - nie można przesiadywać tu zbyt długo. Na szczyt Ibel Toubkal wychodzi się o 6:00 rano, kierując się na lewo od schroniska i w górę. Wejście zajmuje ok. 5 godzin, a zejście 3 godziny. Jeszcze tego samego dnia doszliśmy do Lacd'Ifni. Stanowczo odradzam tego typu pomysły, gdyż zmuszeni byliśmy przedzierać się przez morenę jeziora w całkowitych ciemnościach i byliśmy kompletnie wyczerpani. Przełęcz Tizi'n Ouanoumss nie wydaje się być taka wysoka, jaka jest w rzeczywistości, ale widok z niej jest cudowny. Woda w jeziorze jest ciepła, więc można sobie popływać. Nawet tutaj można kupić wszechobecną coca-colę, ale nie liczcie na to, że butelki, które zostawi wam pewien dziadek i po prostu sobie pójdzie, to jest prezent. Gdy już je wypijecie, wrzucicie plecaki na plecy i ruszycie, to nagle on wyrośnie przed wami jakby spod ziemi żądając po 10 DH za butelkę. Po kilku godzinach drogi doszliśmy do Amsouzarte, gdzie zatrzymaliśmy się na noc na małym prywatnym placyku (40 DH za 3 namioty). Obok jest Cafe ze strasznie hałasującym agregatem. Tam również można się rozbić. Następnego dnia przeszliśmy przez Tizi'n Ououraine do Azib Likemt. Miejsce na biwak znajduje się po prawej stronie potoku wśród skał. Wioska składa się z kilku glinianych chałup i jest zupełnie odcięta od świata. Dalej, idąc w górę wioski wzdłuż doliny, dochodzi się do męczącego podejścia na Tizi'n Likemt (ok. 4 godz. drogi). Z przełęczy do wioski Tacheddirt jest jeszcze następne dwie godziny marszu. Przed wioską jest rozejście szlaków: w prawo i w lewo leci trawers. My poszliśmy w prawo, co nie było najlepszym pomysłem i zmusiło nas do przedzierania się przez dzikie zbocze. Spróbujcie w lewo. Po dojściu do drogi zatacza się łuk w lewo i wchodzi na główną dróżkę, prowadzącą do "centrum". Przy kranie z wodą znajduje się schronisko i sklepik (mając 50 DH można kupić w nim wszystkie towary). Schronisko jest prywatne. Można dostać nocleg za 10 DH za osobę (jeżeli ktoś chce - można spać na dachu). Do dyspozycji jest kuchnia gazowa, na której można gotować do woli. Gospodarz częstuje miętową herbatą, za co potem liczy sobie 10 DH. Dalej zamierzaliśmy w ciągu dwóch dni dotrzeć do Setti Fatmy i rzeczywiście zabrało nam to tyle czasu, a to dlatego, że w pewnym momencie rozdzieliliśmy się i odnalezienie się zajęło nam sporo czasu. Wyszliśmy rano, a około godz. 14:00 osiągnęliśmy wioskę Timgiust, a potem minęliśmy kilka następnych (tu skończył się zasięg naszej mapy). Jedna grupa szła górą- ciągle trawersem nad korytem rzeki, a druga samym korytem - obie wersje prowadzą do celu. Pierwsza grupa musiała się zatrzymać na nocleg na trawersie (jak się rano okazało, do Setti Fatmy brakło 40 min. drogi), a druga dotarła do wioski. W wiosce jest mnóstwo sklepików, kramów i barów. Można tu wymienić wszystko i okazyjnie dostać ładne rzeczy, np. kamienne maski, dzbanki na herbatę itp. Z parkingu odjeżdżają autobusy do Marakeszu (o godz. 1700?) oraz taksówki, które zabierają 6 osób + kierowca. Płaci się za taksówkę 15 DH od osoby + dodatkowe 10 DH za przystawanie w celu zrobienia zdjęć. Dojeżdża się do Bab Er Rob, skąd jest jeszcze kawał drogi na kemping.

Doliny Południowe i Sahara

Przejazd przez Tiz'n Tichka nie jest tak emocjonujący, jak przez Tiz'n Test. Przy zjeździe należy koniecznie zajrzeć do Telouet i do marokańskiego Hollywood, czyli Ait Benhaddou (kto widział ostatnio "Klejnot Nilu", ten wie, o co chodzi) - najlepiej pod wieczór - dobre światło do zdjęć. W sklepikach ciekawe ametysty. Uważajcie na wszelkiego rodzaju falsyfikaty geologiczne, np. podbarwione na błękitno "ametysty" lub wręcz wklejane do środka kryształy lub "ametysty" barwione na różowo. Jest tego po drodze bardzo dużo i naprawdę trudno znaleźć coś rzeczywiście oryginalnego i naturalnego.

Quarzazate

Kemping jest tu bardzo przyzwoity, z elektrycznością i ławeczkami pod latarniami, ale daleko od centrum. Należy zwiedzić kasbę w centrum oraz zajrzeć do Ensembla Artisanal, gdzie można przypatrzyć się pracy tkaczy dywanów.

Dalej pojechaliśmy do Zagory (sympatyczny, mały, zacieniony kemping D'Amezrou), a potem po drodze wstąpiliśmy do Tamegroute, gdzie znajduje się biblioteka ze wspaniałymi zbiorami (wolne datki, zakaz fotografowania).

Mhamid

To prawie "koniec świata"- wioska, gdzie mury budynków wyrastają wprost z piasku. Przed wioską jest kemping - jak twierdził nasz kierowca - bardzo znośny (okazało się, że kręciła się po nim żmija rogata). Po wjeździe do wioski, zaraz za bramą, przy placyku po prawej stronie znajduje się hotelik i tam radzę się zatrzymać. Za 5 DH od osoby można rozbić namiot na dachu, a do tego dostaje się stolik i krzesełka. Gospodarze są sympatyczni i jest elektryczność. Przy hoteliku jest zdezelowane Mitsubihi Pajero, które polecam wynająć, mimo że cena wydaje się być wysoka - za 6 osób udało się po kilkugodzinnych targach wytargować 1150 DH. Obok jest drugi hotel, gdzie samochód kosztuje już 1600 DH i trzeba go sprowadzać z Zagory. Cała wyprawa rozpoczęła się ok. godz. 1200. Oprócz nas na dachu siedziało jeszcze sześciu miejscowych - pasażerów do oazy. 60-kilometrowa podróż trwała sześć godzin. Po drodze mijaliśmy niewielkie wydmy, dalej hamadę, namioty nomadów, oazę (palmy z prawie dojrzałymi daktylami i źródło wody zdatnej do picia), stada wielbłądów i dojechaliśmy do wysokich piaszczystych wydm, pośród których rozbiliśmy namioty na noc. Erg jest rzeczywiście duży - bez porównania z Ergiem Chebbi. Powrót rano następnego dnia trwał nieco krócej. Częste awarie samochodu, jak również brak wody do chłodnicy, nie były bynajmniej zaaranżowaną specjalnie dla turystów atrakcją, dlatego należy się liczyć z tym, że mimo wszystko samochód może kiedyś nie ruszyć z miejsca na środku pustyni. Po powrocie do Mhamid odczuliśmy głęboką ulgę. W Mhamid można jeszcze wynająć wielbłądy i odbyć kilkugodzinną przejażdżkę w kierunku małych wydm (koszt ok. dwukrotnie mniejszy).

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 5 6 7 8
Przewodniki - Przez Świat I
WARTO ZOBACZYĆ

Wielkie Zimbabwe
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl