Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat III » Turcja, Syria i Jordania
Turcja, Syria i Jordania

Joanna Ganiec i Dariusz Grzymkiewicz


23 sierpnia, Aqaba

Spędziliśmy dziś kolejny dzień na plaży w Royal Diving Center podziwiając podwodne krajobrazy rafy koralowej. Ryby są tutaj tak przyzwyczajone do turystów, że prawie dają się głaskać, jedzą chleb z ręki i podszczypują w pięty. Całą rozkosz nurkowania zakłócają wyłącznie lodowate prądy morskie. Aż nie chce się wierzyć, że przy takich upałach woda może pozostawać tak zimna. Dobrym pomysłem dla cienkoskórych może być wypożyczenie kombinezonu z pianki za 7 USD.

Royal Diving Center proponuje czterodniowy kurs nurkowania za 282 USD. Cena nie jest głupia, kurs bowiem składa się zarówno z części teoretycznej, jak i zajęć praktycznych. Nie sądzimy jednak, by w ciągu czterech dni można było nauczyć się nurkowania i zdobyć odpowiednie doświadczenie. Kurs kończy się egzaminem i za opłatą kolejnych 21,2 USD otrzymuje się świadectwo.

24 sierpnia, Aqaba - Aleppo

Udała nam się dziś rzecz niesamowita. W ciągu jednego dnia przejechaliśmy z Aqaby do Aleppo.

Autobus z Aqaby do Ammanu odjechał o 8:00 (4 USD). Warto przyjść na niego pół godziny wcześniej, by zaklepać sobie miejsca. W Ammanie byliśmy po 12:00. Przejechaliśmy taksówką z dworca Wahadat na dworzec Abdali (po 0,7 USD od głowy), a tam z kolei znaleźliśmy taksówkę serwisową do Ramthy. Umówiliśmy się z kierowcą, że za cenę 2,1 USD od osoby zawiezie nas z Ammanu do samej granicy jordańskiej. Tam też byliśmy ok. 15:00. Po stronie jordańskiej kolejka i opieszałość urzędników zatrzymały nas ponad godzinę. Należy pamiętać o zapłaceniu podatku wyjazdowego (5,6 USD czyli 4 dinary od osoby, płatne w walucie jordańskiej) w małym domku tuż przed budynkiem odpraw. Domek zatytułowany jest "Additional Tax Office". Zaraz po jordańskiej odprawie wymieniliśmy resztę dinarów na funty syryjskie w kantorze, po kursie prawie czarnorynkowym. Znaleźliśmy również taksówkę, choć trochę to trwało, do Damaszku. Była to zwykła taksówka serwisowa z Ammanu do Damaszku, która miała tylko jednego pasażera. Kierowca ucieszył się widząc kolejnych klientów. Kosztowało nas to po 4 USD od osoby i ułatwiło przejście granicy syryjskiej, bowiem urzędnicy odprawili nas błyskawicznie.

Dojechaliśmy do stolicy w ciągu godziny, ponieważ kierowca pruł z szybkością 130 km/godz. W miejscu, gdzie nas porzucił w Damaszku, znaleźliśmy taksówkę za 2 USD za kurs na dworzec autobusów Pullman. Tam w ofertach dojazdu do Aleppo mogliśmy przebierać jak w ulęgałkach (2 USD od osoby). W naszym ulubionym hotelu Kawkab al-Salam stawiliśmy się o 23:45.

I pomyśleć: rano wątpiliśmy, że nam się to uda.

25 sierpnia, Aleppo - Gaziantep - w kierunku Konyi

Po tradycyjnym śniadaniu złożonym z zapiekanki z serem i kufla soku owocowego daliśmy sobie czas na pożegnanie się z Syrią i zakup pamiątek. Później był obiad w najlepszej w centrum restauracji Al-Zuhour (podają fenomenalne shish kebaby z pieczarkami) i o godzinie 13:00 wyruszyliśmy w kierunku dworca autobusowego. Tam bez problemu odnaleźliśmy autobus do Azaz (0,4 USD od osoby z plecakiem), a przemiły kierowca za drobną opłatą 2 USD podwiózł nas do samego przejścia granicznego. Ponieważ z Azaz do granicy jest ok. 5 km, w tej samej cenie można podjechać taksówką.

Urzędnicy po stronie syryjskiej odprawili nas błyskawicznie. Pieszo minęliśmy pas ziemi niczyjej i doszliśmy do granicy tureckiej. Tu otrzymaliśmy wizę na okres miesiąca za 10 USD, poprosiliśmy policjantów, żeby zadzwonili do Kilis po taksówkę i za astronomiczną cenę 5 USD za cztery osoby dojechaliśmy do miasta. Gdybyśmy trzy tygodnie temu, gdy przechodziliśmy tą samą granicę w kierunku Syrii, wiedzieli wszystko, co wiemy teraz, taksówką z przejścia granicznego po stronie syryjskiej pojechalibyśmy nie do Aleppo, a do Azaz, a stamtąd liniowym autobusem dostalibyśmy się do Aleppo.

Z Kilis mikrobusem za 0,9 USD od osoby dojechaliśmy do Gaziantepu. Tu, na dworcu autobusowym u przewoźnika Hidayet wymieniliśmy nieco pieniędzy po kursie 1:164000, znaleźliśmy autobus do Konyi o 22:30 za 12,2 USD od osoby i cały świat od razu wydał się nam piękniejszy, gdy w okolicznym sklepie kupiliśmy turecki chleb.

26 sierpnia, Konya - autobus do Antalyi

Autobus wyrzucił nas dziś rano ok. 6:30 w okolicach dworca w Konyi. Jak zwykle, nie od razu zorientowaliśmy się, gdzie jesteśmy i zanim sen przestał kleić nam powieki minęło dobre 20 minut. Było pochmurno, zimno i wietrznie.

Na dworcu autobusowym w toalecie dokonaliśmy porannych ablucji. W chwilę potem mieliśmy już zakupione bilety do Antalyi w cenie 7,3 USD. Wybraliśmy ponownie nocny transport o 23:30, by w dzień zwiedzić Konyę, a nocą zaoszczędzić na noclegu.

Okazało się jednak, że w Konyi nie ma co oglądać przez cały dzień, szczególnie dla nas, na których po prawie dwóch miesiącach spędzonych na trasie, mało który meczet robi piorunujące wrażenie. Odwiedziliśmy przede wszystkim meczet Tańczących Derwiszów, a dokładnie grobowiec i muzeum Mevlany - założyciela zakonu. Wstęp kosztował 1,2 USD (0,3 USD z ISIC). Strażnicy uruchomili dla nas magnetowid z filmem dokumentalnym o derwiszach i ich tańcu. Po tej pouczającej wizycie część z nas w towarzystwie damsko-męskim udała się do łaźni tureckiej, a część trochę bez sensu błąkała się po starym mieście. Nieco później odwiedziliśmy malutkie muzeum szumnie zwane Wielkim Seminarium Karatay, w którym za 0,6 USD (0,3 z ISIC) obejrzeliśmy kilka (dosłownie!) niebieskich kafli ceramicznych. Zwiedziliśmy jeszcze meczet Aladdyna i kilka innych miejsc, z wielkim lunaparkiem włącznie. Wpadliśmy do McDonaldsa na frytki i siku, pobłąkaliśmy się kosztownie po cukierniach i ok. 21:00 pieszo powlekliśmy się na dworzec autobusowy.

Mnóstwo młodych chłopaków tańczyło dziś przed dworcem żegnając rodziny. Wyjeżdżali do Van na 2,5 roku służby wojskowej.

27 sierpnia, Antalya - Olympos (Çirali)

Ponieważ byliśmy prawie jedynymi pasażerami w nocnym autobusie, zamiast siedmiu podróż trwała pięć godzin i o 4:00 rano wylądowaliśmy na wielkim dworcu w Antalyi. Rozłożyliśmy się na dworcowych ławkach i przekoczowaliśmy do 6:30, kiedy to zaczął się ruch i policjanci kazali nam się wynosić. Wpakowaliśmy plecaki do biura jednego z przewoźników, u którego zakupiliśmy później bilety do Olympos, skorzystaliśmy z toalety dworcowej za gigantyczną kwotę 0,3 USD i za kolejne 0,3 USD od osoby pojechaliśmy dolmuşem sprzed dworca do centrum.

Po zwiedzeniu starego miasta wróciliśmy na dworzec i minibusem za 2,4 USD dojechaliśmy do restauracji Olympos, przy której czekały dolmuşy do rzeczonego. Kiedy więc kupowaliśmy bilety na dworcu w Antalyi do Olympos, nie chodziło bynajmniej przewoźnikom o nazwę historyczną, ale o ową restaurację. Cóż, Olympos to Olympos i nie ma co być drobiazgowym. Dolmuş zawiózł nas, owszem, ale nie do Çirali, w którym zaplanowaliśmy nocleg, ale do miasteczka turystycznego pod Çavuşköy, po drugiej stronie zabytkowych ruin. Ponieważ wstęp kosztuje tam 0,9 USD, uprosiliśmy biletera, by przepuścił nas za darmo, bowiem nie w głowie nam zwiedzanie, chcemy tylko przejść skrótem przez ruiny do Çirali. Nie było to proste, ale po kilkunastu minutach uległ. Oczywiście, przechodząc przez ruiny nie omieszkaliśmy ich zwiedzić.

Przy plaży w Çirali znaleźliśmy nocleg w Olimpia Tree House, przed Dolphin Restaurant (lub za, idąc od strony Çavuşköy) na kempingu w gaju pomarańczowym za 3 USD od namiotu. Ceny w polecanym przez Lonely Planet Bariş Pension wynoszą ponad 18 USD za smutną dziurę w ścianie z dwoma łóżkami.

O zachodzie słońca znaleźliśmy taksówkę, która zawiozła nasze 8 osób za 9,1 USD do Chimery. Łatwo dojść tam pieszo drogą wzdłuż plaży, która później odbija w lewo na zachód (ok. 4 km). Wieczorem ognie Chimery na wzgórzu widać z daleka. Zdecydowanie przydaje się latarka.

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 dalej >>
Przewodniki - Przez Świat III
WARTO ZOBACZYĆ

Islandia: pola lodowcowe
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl