Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat III » Turcja, Syria i Jordania
Turcja, Syria i Jordania

Joanna Ganiec i Dariusz Grzymkiewicz


5 sierpnia, Aleppo - Lattakia

Obudziliśmy się dziś w pokoju odciętym od świata. Śmierdząca woda wypłynęła z WC i zalała korytarz przed naszymi drzwiami. Do tego jeszcze zepsuł się rezerwuar w naszej łazience i mieliśmy problemy ze spłukiwaniem. Spakowaliśmy więc plecaki i pojechaliśmy do Lattakii.
Po drodze wysłaliśmy kartki do rodziny (znaczki po 0,2 USD, dużo taniej niż w Turcji).

Najtańszym autobusem za 0,8 USD przetelepaliśmy się do miasta portowego nad Morzem Śródziemnym. Tu ulokowaliśmy się w hotelu Al Nahhas we trzy osoby w dwójce za 2,83 USD od osoby.

Lattakia jest zdumiewającym miastem. Dziewczyny chodzą tu w jeansach, koszulkach z ramiączkami i podrywają chłopaków na ulicy. Nie zdarza się to w Aleppo, w którym na ulicach widać okutane w czarne szmaty staruchy i nieciekawych facetów. Tu jest zupełnie inaczej. Na ulicach pełno młodzieży, a knajpki tętnią życiem. Italian Corner Restaurant serwuje doskonałe jedzenie.

6 sierpnia, Lattakia

Bez trudu odnaleźliśmy dziś mikrobusy serwisowe do Ugaritu. Jednak jeden z kierowców zaproponował nam, że za 2 USD zawiezie naszą trójkę na miejsce jak taksówką. Nie była to duża suma, więc przystaliśmy na propozycję.

Wejście do Ugaritu kosztuje 4 USD (0,3 z ISIC). Stąd na piechotę szosą doszliśmy nad morze. Plaże faktycznie są tu do niczego. Są bardzo zaśmiecone, a woda nie jest nawet w połowie tak czysta jak w Turcji. Warto jednak zobaczyć, w jaki sposób spędzają wolny czas syryjskie rodziny.

Jedna z takich rodzin zaprosiła nas na swój kocyk. Było wesoło: nie znali angielskiego, więc nie rozumieli nas, a my nie rozumieliśmy ich. Jedliśmy razem arbuza i inne syryjskie smakołyki domowej roboty. Spędziliśmy na próbach pogawędki kilka ładnych godzin. Wypaliliśmy również fajkę wodną. Próba wymiany adresów nie powiodła się jednak w stu procentach. My daliśmy im swój, oni nam swojego nie. Być może nie jest w Syrii bezpiecznie dostać list z zagranicy. Domagali się, byśmy im na pamiątkę dali swoje zdjęcia. Głupio nam się zrobiło, że nic przy sobie nie mamy.

W drodze powrotnej złapaliśmy okazję do Lattakii. W centrum miasta okazja zażądała 10 USD za podwiezienie. Daliśmy jej (w zasadzie jemu) 0,5 USD i kazaliśmy iść do diabła. Nie zawsze więc przysłowiowa gościnność Syryjczyków sprawdza się w każdym przypadku.

Na plażach zdarza się, że przychodzą miejscowi wieśniacy i żądają pieniędzy za korzystanie z piasku, wzorem droższych nadmorskich hoteli, w których płaci się za plażę.

7 sierpnia, Lattakia

Autobusy do Baniyas (w kierunku twierdzy Qala’at Al-Marqab) odchodzą z Lattakii z dworca oznaczonego w Lonely Planet numerem 2, z peronu czwartego od prawej. Mikrobusy do Kassab odchodzą z naprzeciwka.

Tak więc zapragnęliśmy dziś zobaczyć zamek krzyżowców Qala’at Al-Marqab. Wsiedliśmy do autobusu do Baniyas. Kierowca zabrał nam paszporty i zniknął z nimi na dobre 10 minut. Po chwili wrócił, oddał nam je i wpisał kilka szlaczków do listy pasażerów, którą następnie powinien poświadczyć oficer policji w budce na dworcu autobusowym. Przy wyjeździe z dworca ów oficer policji wsiadł do autobusu i na wyrywki zaczął wyczytywać nazwiska pasażerów. Okazało się, że zostaliśmy ujęci jedynie hasłowo, bez wpisywania naszych nazwisk. Bardzo się to nie spodobało panu policjantowi, poprosił nas o paszporty i kazał kierowcy uzupełnić rubryki. Prawie cały autobus przyłączył się do poszukiwania nazwisk w naszych dokumentach. Na chybił - trafił wybierano różne obcobrzmiące wyrazy (np. "niebieskie" z rubryki "oczy") i wpisywano jako nasze nazwiska. Całe zamieszanie z wypełnianiem listy pasażerów było nieco bez sensu. Dziesięć metrów za dworcem do autobusu dosiadły się tłumy pasażerów, od których nie oczekiwano podawania danych. Bilet do Baniyas kosztował 0,2 USD.

Na dworcu w Baniyas dzięki uprzejmości pewnego syryjskiego inżyniera rafinerii odnaleźliśmy mikrobus, który za 0,1 USD wysadził nas u stóp twierdzy Marqab. Za wstęp płaci się 4 USD (0,5 z ISIC). W drodze powrotnej złapaliśmy mikrobus do Baniyas (nie jest to trudną sprawą - mikrobusy kursują w dół i w górę w odstępach kilkuminutowych). W Baniyas, ponieważ nie było autobusu bezpośredniego do Lattakii, wsiedliśmy do mikrobusu do Jabla (0,2 USD), a stamtąd bez problemu trafiliśmy do Lattakii (0,2 USD).

Na poczcie za 4,5 USD kupiliśmy kartę telefoniczną z 200 jednostkami. Starczyła na 2 minuty doskonałej rozmowy z Polską.

8 sierpnia, Lattakia

Z dworca autobusowego oznaczonego w Lonely Planet numerem 1 odjechaliśmy bezpośrednim transportem na plażę w Ras al-Basit. Być może dlatego, że był piątek (dzień wolny od pracy dla wyznawców islamu), nie było problemu z przejazdem ani w jedną, ani w drugą stronę. Dojazd kosztował 0,5 USD od osoby.

Ras al-Basit to syryjski kurort. Plaża tu jest całkiem przyjemna, woda w miarę czysta, ale w letnie weekendy jest tu tłoczno, jak na Majorce. Nie znaczy to jednak, by białe kobiety mogły czuć się tu bezpiecznie kąpiąc się w kostiumie - byliśmy z pewnością jedynymi turystami w promieniu kilku kilometrów.

Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze usiąść w cieniu pod drzewem, a już znalazła się syryjska rodzina, która zaprosiła nas na pogawędkę w swoim domku letniskowym. Goszczono nas kilka godzin, suto nakarmiono i napojono. Dzięki gościnności Syryjczyków i ich ciekawości świata dowiedzieliśmy się wiele o Syrii, islamie, muzyce arabskiej, języku i ludziach.

W drodze powrotnej pewien młodzieniec pomógł nam złapać mikrobus, ponieważ nie byliśmy w stanie rozpoznać tablicy z nazwą kierunku docelowego. W mikrobusie kierowca częstował nas winogronami.

9 sierpnia, Lattakia - Aleppo

Do godziny 10:00 w zasadzie zamknięte były wszystkie sklepy i punkty gastronomiczne, dlatego do Aleppo wyruszyliśmy na czczo. Bilet kosztował 0,8 USD (z dworca w Lattakii co godzinę lub częściej, jeśli zbierze się komplet pasażerów, odjeżdżają autobusy do ważniejszych miast).

Dopiero po drodze, na którymś z przystanków w przydrożnej restauracji, zjedliśmy po kebabie i słodkim ciastku z serem w miodowym syropie.

Czterogodzinna podróż autobusem umęczyła nas tak bardzo, że po przyjeździe do Aleppo i ulokowaniu się w "naszym" hotelu Kawkab al-Salam (jak poprzednio 3 USD od osoby) oraz rytualnym wypiciu kufla świeżego soku z owoców zlegliśmy na łóżkach i tak spędziliśmy resztę dnia.

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 dalej >>
Przewodniki - Przez Świat III
WARTO ZOBACZYĆ

Islandia: pola lodowcowe
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl