Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat III » Turcja, Syria i Jordania
Turcja, Syria i Jordania

Joanna Ganiec i Dariusz Grzymkiewicz


1 września, Pamukkale - autobus do Stambułu

Pamukkale jest nieco przereklamowanym miejscem. Zupełnie pozbawiają to niewielkie wzgórze uroku betonowe hotele, słupy elektryczne i asfalt rozjeżdżony przez autobusy z turystami. Jednak być w Turcji i nie widzieć Pamukkale, to jak być w Paryżu i nie widzieć Wieży Eiffla.

Wstęp kosztuje 2,4 USD (1,2 z ISIC). Nie potwierdziły się informacje, jakoby nie można było się już tu kąpać. Faktycznie, najstarsze formacje wapienne można jedynie podziwiać zza sznurka, ale na głównej trasie spacerowej w betonowych basenach, w których woda sięga co najwyżej kolan, chlapały się dzisiaj tłumki turystów. Większość z nich przyszła tu nawet w kostiumach kąpielowych spodziewając się Bóg wie jakiego pływania.

Na szczycie wzgórza w luksusowych hotelach można zażyć kąpieli w basenie z wodą wapienną za kosmiczną cenę 4,6 USD. Biznes prosperuje dobrze, choć w miasteczku na dole, przy każdym prawie hotelu jest taki sam basen z taką samą wodą darmowy dla gości hotelowych.

Trzeba przyznać, że Polacy stanowili dziś procentową większość w tłumie zwiedzających. Niektóre ze sklepów w miasteczku reklamują się nawet polskimi napisami.

Dziś rano kupiliśmy bilet do Stambułu za 15,1 USD od osoby. Należy tu jak najwcześniej rezerwować miejsca, ponieważ szybko się rozchodzą przy takich tłumach turystów. Niektóre autobusy odchodzą bezpośrednio z Pamukkale, nasz czekał na nas na dworcu w Denizli o 22:00. Z Pamukkale do Denizli zawiózł nas bezpłatny minibus serwisowy, o który poprosiliśmy w biurze przewoźnika.

2 września, Stambuł

O 4:30 rano autobus zatrzymał się przy restauracji w celu umożliwienia pasażerom spożycia śniadania wliczonego w cenę biletu. Za dwa kawałki chleba, masło, dżemik i herbatę, które czekały już na nas ustawione na tacach płaciło się dołączonym do biletu kuponem. Za dodatkowe fanaberie, tj. zupę, sałatki i jajka, trzeba było zapłacić ekstra.

Gdy byliśmy już w Stambule autobus najpierw zatrzymał się przy dworcu azjatyckim w dzielnicy Harem. Stąd łatwo można dopłynąć do starego miasta w Sirkeci promem przez Bosfor. My jednak zdecydowaliśmy się pojechać na dworzec międzynarodowy w Topkapí z trzech powodów. Po pierwsze mieliśmy fantazję przejechać Bosfor mostem, po drugie chcieliśmy zobaczyć gigantyczny dworzec międzynarodowy w Stambule, a po trzecie marzyliśmy o zwiedzeniu stambulskiego metra. Owym metrem, odchodzącym ze środka dworca autobusowego, dojechaliśmy za 0,3 USD od twarzy do dzielnicy Aksaray, a stamtąd za taką samą cenę tramwajem do Sultanahmet.

Orient Youth Hostel był pełen, jak zwykle. Mogliśmy ewentualnie dostać miejsce na korytarzu w cenie 5,5 USD. Wypięliśmy się więc na nich i znaleźliśmy Pensyon Ilknur, na tyłach Orientu, w których za nieciekawe prycze płacimy 3 USD. Spaliśmy już w gorszych warunkach, a poza tym to przecież tylko jedna noc.

Na przedwyjazdowych zakupach minął nam nasz ostatni dzień podróży.

Przygotowania

Tak to zwykle jest, że o przygotowaniach pisze się na końcu. Dopiero bowiem z perspektywy czasu i doświadczeń widać, jakich przygotowań wyprawa wymagała.

Wizy

Wizę syryjską można otrzymać w ciągu tygodnia w Ambasadzie Syryjskiej Republiki Arabskiej w Warszawie, ul. Narbutta 19a. Kosztuje 60 USD (dwukrotnego wstępu) i nie otrzyma jej ktoś, kto posiada w paszporcie jakikolwiek stempel izraelski. Wizy turecką (10 USD na jeden miesiąc) i jordańską (18 USD) można dostać na przejściach granicznych, nie ma więc potrzeby wcześniej zawracać sobie nimi głowy.

Zdrowie

Rejon Bliskiego Wschodu jest stosunkowo bezpieczny. Warto jednak przed wyjazdem zaszczepić się przeciwko żółtaczce pokarmowej i Heinego-Medina, jeśli ktoś nie był szczepiony w szkole (wirus polio występuje czasami w Syrii). Oczywiście, ciężko ochronić się przed pasożytami przewodu pokarmowego - czyhają w nieświeżym jedzeniu i brudnej wodzie. Należy w związku z tym możliwie unikać picia wody nieznanego pochodzenia i jedzenia potraw, których smak świadczy o tzw. "trzeciej świeżości". Uważny czytelnik jednak spostrzeże, że zdarzało się nam pić wodę z kranów na ulicy, stołowaliśmy się nieraz w podłych knajpkach, a wprost przepadaliśmy za sokami wyciskanymi ze świeżych owoców. Życie to hazard.

Transport


Tam i z powrotem

Z Warszawy, Katowic, Częstochowy i Krakowa jeżdżą do Stambułu autobusy liniowe. Ich standard jest podobny, aczkolwiek komfort jazdy zależny jest od firmy przewozowej. My trafiliśmy na najgorszą, i choć nie zapłaciliśmy za to, podróż w obydwie strony obfitowała w - niekoniecznie przyjemne dla nas - atrakcje. Firma "Panek" jest własnością pani Teresy, Polki poślubionej Turkowi, która jeżdżąc w dawnych czasach z towarem zapragnęła ułatwić biznes rodakom. Założyła więc firmę, która całkiem dobrze prosperowała w dawnych czasach, jednak jej klientelę stanowiła prosta kasta drobnych szmuglerów. Pani Teresa została z czasem współwłaścicielką Hotelu Astor w Stambule, gdzie zatrzymywali się jej klienci. Niestety, choć czasy się zmieniły, nie zmienił się charakter firmy i jej właścicielka.

Zaczęło się od tego, że oprócz ceny, którą zapłaciliśmy za bilet, zażądano od nas w autobusie dopłacenia po 50 USD od osoby na łapówki dla celników i wizę turecką. Opłata na szczęście obowiązywała w dwie strony, a gdybyśmy jej nie wnieśli, zostalibyśmy wyrzuceni z autobusu. Nie jesteśmy pewni ile z tych zebranych 2000 USD (po odliczeniu opłat wizowych) pozostaje na czysto w kieszeni właścicielki. Problem jest taki, że nawet turyści nie mający na celu wyjazdu handlowego muszą się składać na łapówki, choć żaden celnik nie sprawdza im nawet bagażu, koncentrując się na torbach handlarzy. W drodze do Stambułu wyświetlano nam w autobusie turecki film pornograficzny, co niekoniecznie musiało się podobać wszystkim i już samo w sobie podlega pod paragraf. Najgorsze jednak miało nas czekać w drodze powrotnej.

Na naszych biletach określona była wyraźnie data i godzina powrotu. To dobry zwyczaj, gdy się go przestrzega. Dwoje naszych przyjaciół zaplanowało przed wyjazdem odłączyć się od nas w Kapadocji i wrócić wcześniej do domu. Jakież było ich zdumienie, gdy o ustalonej porze wypisanej na bilecie zjawili się przed Hotelem Astor i dowiedzieli się, że autobus odjechał dwie godziny wcześniej. Co więcej, pani Teresa zrobiła im dziką awanturę, jak oni śmią nie wiedzieć, że autobus miał dzisiaj wyjechać wcześniej - ich psim obowiązkiem jest wiedzieć takie rzeczy. Jeszcze większą awanturę zrobiła im, gdy dowiedziała się, że nasi znajomi nie posiadają przy sobie złamanego dolara, bo jak można wracać do Polski bez pieniędzy. Młodym ludziom tak szczęki poopadały, że nie mieli siły zwrócić kobiecie uwagi na prosty fakt, iż jeśli ktoś powinien tutaj wyrażać swoje niezadowolenie, to raczej oni. Po długiej kłótni kobieta rzuciła im jakieś pieniądze i za te pieniądze, bardzo kombinowanym i niezbyt przyjemnym sposobem, wrócili koleją do kraju. Zamierzają złożyć skargę do Wydziału Turystyki.

Powiadomili o swojej przygodzie naszych rodziców, a ci powiadomili nas, że autobus odchodzi dwie godziny wcześniej. W przeddzień wyjazdu zgłosiliśmy się do Hotelu Astor, gdzie powiadomiono nas, że ponownie zmieniono rozkład i autobus odchodzi o 11:00, zamiast o planowanej 15:00 wypisanej na biletach. Z pewnością nie zaczekano by na nas, tak jak nie zaczekano na dwie kolejne osoby, które spóźniły się na 11:00.

W autobusie już przy starcie doszło do wojny, ponieważ pani Teresa uparła się, byśmy dostali najgorsze miejsca na końcu, a najlepsze jej kamraci - handlarze. Krzyczała, że ona tu jest właścicielką, i że jak będzie miała widzimisię, to w ogóle wyrzuci nas z autobusu i gówno (cyt.) ją obchodzimy. Na nasze groźby ryczała, że ona pracuje od lat w turystyce i nikt, nawet sam Prezydent, nie odbierze jej licencji. Ma w dupie (cyt.) nas, ministerstwa i mass-media. Trzymaliśmy się kurczowo foteli, więc nie zdołała nas wyrzucić. Po drodze udało nam się zawrzeć pakt o nieagresji. Gdy jednak zwróciliśmy jej uwagę gdzieś na trasie, że w autobusie śmierdzi od dymu papierosów i spirytusu (handlarze urządzali sobie "bal pożegnalny"), stwierdziła, że możemy wszyscy rzygać na trzy-cztery, jej to nie przeszkadza. Nie dziwi nas to, że przyzwyczajona jest do smrodu, skoro jej pijane koleżanki - leciwe i otyłe handlary - załatwiały swoje potrzeby fizjologiczne zaraz przy drzwiach autobusu tak, że aby wyjść się przewietrzyć, trzeba było przeskakiwać nad świeżymi odchodami.

Jednym słowem: firma "Panek" to dobry środek transportu dla żądnych silnych wrażeń twardzieli. Polecam ją wszystkim nietuzinkowym turystom indywidualnym.

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 dalej >>
Przewodniki - Przez Świat III
WARTO ZOBACZYĆ

Europejskie zakątki
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl