Bakczysaraj, Czufut Kale i Uspienskij Monastyr
Dzień szósty 13 lipiec
Dzisiejszy plan dnia to Bakczysaraj, Czufut Kale i Uspienskij Monastyr. Galja załatwia nam taksi - jej sąsiad za 8HR obiecuje zawieźć nas na elektriczkę do stacji Miekienziwyje Gory, ostatecznie płacimy jednak 10HR. Jazda jak zawsze z przygodami i po ukraińsku - wyprzedzanie pod górę na zakręcie na trzeciego to klasyka. Odjazd pociągu 9.20 (bilet 1.95HR/os), potem 1,5 godz. spędzamy w wagonie spotykając różnych dziwnych ludzi - niewidomego akordeonistę oraz babuszki sprzedające buły, wodę z kubeczka i stare gazety. Docieramy do Bakczysaraju - dworzec jak zawsze bardzo ładny i czysty. Dajemy się zwieźć Pascalowi i piechotą ruszamy w stronę starego miasta - to ok. 45 min marszu w upale między niezbyt malowniczymi budowlami. Docieramy do Pałacu Chanów, gdzie znów udaje nam się kupić studenckie bilety za 7HR/os.
Przed pałacem jak zwykle pełno bud z pamiątkami, cziburiekami i bachlawą. Pałac jest skromny, ale piękny. Podpinamy się pod jakąś grupę i słuchamy ładnej pani przewodnik. Wnętrza ciekawe i dobrze zachowane, za to ogród kompletnie zapuszczony - obok starych drzew stoją betonowe słupy z zardzewiałymi latarniami. Próbujemy odnaleźć grób Potockiej, ale cmentarz Chanów jest chwilowo zamknięty. Oglądamy też Fontannę Łez oraz Salę Katarzyny II, z okien której widać piękne góry i skały o bajkowych kształtach. W knajpce naprzeciwko pałacu tleniona kelnerka przynosi nam piwo, sflaczałe cziburieki oraz mikroszaszłyki. Toalety oczywiście "niet".
Po posiłku marszrutką (1HR/os) dojeżdżamy do wejścia do skalnych miast Czufut Kale. Wspinamy się pod górę mijając Uspieński Monastyr. To jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie udało nam się zobaczyć. Przypadkiem trafiamy na nabożeństwo - piękny śpiew na głosy i wierni bijący pokłony w ciasnym kamiennym wnętrzu. Klasztor jest wkomponowany w skałę, a miejsce wprost cudowne. Spotykamy Polaków, pijemy wodę z cudownego źródełka i wyruszamy dalej w górę do skalnych miast (wstęp 4HR/os). Niestety niewiele z nich zostało - parę skalnych pieczar, murów obronnych i dwie kenesy. Za to z góry rozciąga się piękny widok na kanion, a w oddali widać zamglony szczyt Czatyrdahu. No i wszędzie pełno jaszczurek. Zmęczeni upałem odpoczywamy chwilę w karaimskiej knajpce, potem schodzimy w dół i marszrutką docieramy do dworca. O 18.10 wyjeżdżamy, wysiadamy na stacji Miekienziwyje Gory i taksówką (tym razem już za 8HR) wracamy do bazy u Galji.
Natychmiast wyruszamy na plażę, okazuje się, że fale są ogromne, więc ochoczo wskakujemy do wody. Marysia od razu wbija sobie kamień w stopę, a Irenka dostaje strzała z trzech gigantycznych fal, które pozbawiają ją okularów do pływania i rzucają o kamień (stłuczona ręka). Najdzielniejszy był Rafał, który ponad godzinę igrał z żywiołem i morską pianą, choć momentami było naprawdę gorąco. Wracamy do domu, pakujemy plecaki i zasypiamy (tym razem wszyscy w jednym pokoju za 2$/os).
Źródło: informacja własna