Ch 15; Wietnam: Wycieczki do Sapy ci±g dalszy...
| Michał Mielnikow
|
|
27 lipca
Tego dnia również postanowili¶my się delektować jazd± naszymi skuterami po drogach tego niezwykłego kraju. Zjedli¶my więc ¶niadanie i pojechali¶my z powrotem do Sapy. Gdy już tu wszyscy dotarli¶my okazało się, że Maćkowi spadł do przepa¶ci jego kask, który był umocowany z tyłu jego motoru. Nie dało się pój¶ć po niego, gdyż przepa¶ć ta była około kilometrowa. Nie mogli¶my też oddać motorów bez kasku, bo już i tak mieli¶my w nich dużo szkód i strasznie by nas to dużo kosztowało. Postanowili¶my więc kupić gdzie¶ podobny używany kask. JeĽdzili¶my po mie¶cie patrz±c ludziom na nakrycia ich głów i po niedługim czasie znaleĽli¶my identyczny kask. Kupili¶my go od jakiego¶ Wietnamczyka, który bardzo dziwił się i nie mógł zrozumieć, że kto¶ chce kupić jego stary, wysłużony kask. Oczywi¶cie nie kosztował strasznie dużo - jak wszystko w tym kraju.
 |
Opuszczony ko¶ciół katolicki |
Zadowoleni, że już nie musimy obawiać się dodatkowej opłaty przy oddawaniu motorów, pojechali¶my w stronę Lao Cai. Po drodze niestety mieli¶my kolejny wypadek - tym razem trochę poważniejszy. Tym razem pecha miał Mati. Jechał on zgodnie z przepisami, praw± stron± drogi, z prędko¶ci± dostosowan± do warunków na niej panuj±cych. Tymczasem jaki¶ Wietnamczyk w podeszłym wieku, jad±cy lew± stron± drogi, nagle, nie wł±czywszy wcze¶niej kierunkowskazu zacz±ł skręcać w prawo w stronę jakiego¶ przydrożnego domu. Mati wjechał w niego, co dla naszego kolegi było o wiele groĽniejsze w skutkach, gdyż zdarł sobie skórę u nogi do mięsa. Sprawcy wypadku oczywi¶cie nic się nie stało. Motor Mateusza też troszkę ucierpiał w tym zdarzeniu, bo miał wyraĽnie porysowany przód i nie dało się zmieniać wszystkich biegów. Po naprawie motoru i kłótni z Wietnamczykami pojechałem z Matim do Sapy opatrzyć jego rany, a reszta pojechała czekać na nas w umówionym wcze¶niej miejscu, gdzie po parudziesięciu minutach się spotkali¶my.
 |
Widok na Sapę |
St±d ruszyli¶my dalej w kierunku Lao Cai. Gdy byli¶my jakie¶ 10 km od miasta doszli¶my do wniosku, że przydałoby się wymyć gdzie¶ nasze ubłocone motory. Dlatego też zatrzymali¶my się nad jakimi¶ stawami. Umyli¶my motory w rozgrzanej słońcem, brunatnej wodzie i bit± drog± ruszyli¶my zobaczyć, dok±d ona prowadzi. Po krótkim czasie dojechali¶my do wisz±cego mostu rozłożonego nad brunatn± rzek±. Zostawili¶my tu nasze motory i poszli¶my w nieznane uginaj±cym się z każdym naszym krokiem mostem.
 |
Okolice Sapy |
Po drugiej stronie mostu była prawdziwej wietnamskiej wioska, jak± zawsze chcieli¶my zobaczyć. Były tu domy z bambusów, a na ich tarasach suszyła się kukurydza na ziarno. Jeste¶my przekonani, że byli¶my tu jako jedni z pierwszych białych ludzi, którzy kiedykolwiek dotarli w to miejsce.
 |
Wietnamska kobieta |
Od razu otoczył nas tłum ¶miej±cych się dzieciaków. W wiosce tej był nawet jaki¶ sklep, w prawdzie nie było w nim, wiele produktów poza kaw±, herbat± i tytoniem, ale były też cukierki. Kupili¶my je i zaczęli¶my rozdawać dzieciom, które brały je od nas łapczywie gar¶ciami. Był to bardzo sympatyczny moment wyprawy.
Po wizycie w niezwykłej wietnamskiej osadzie przeszli¶my na drug± stronę mostu, wsiedli¶my na motory i pojechali¶my dalej. Po drodze zatrzymali¶my się w innej wiosce, gdzie było co¶, co przypominało knajpę. Gdy się tu zatrzymali¶my zaproponowano nam, by¶my sobie kupili piwo. Kupili¶my więc ten napój. Sprzedawano go w plastikowych butelkach po coca-coli i trzeba było otwierać za pomoc± jakiej¶ gumy, bo inaczej nie dało się tego zrobić. Było ono jednak bardzo dobre. I tak sobie pili¶my to piwo wzbudzaj±c niesamowite poruszenie w¶ród mieszkańców tego miejsca.
¬ródło: informacja własna
|