Transport publiczny
Koleją dojechać można na wschodnią część pustyni Gobi (z Ułan Bator do Sajnszand i potem do Dzuun Bajan). Codziennie o 12.40 jest pociąg do Sajnszand, ale z Sajnszand do Dzun Bajan kolej kursuje tylko 2 razy w tygodniu.
Komunikacja drogowa (autobusy i prywatne samochody zabierające pasażerów) w Mongolii zorganizowana jest "promieniście", co oznacza że wszelkie autobusy jadące ze stolic ajmaków kierują się wyłącznie do i z Ułan Bator. Jeżeli zatrzymują się w stolicach innych ajmaków, to tylko w przypadku gdy te są po drodze do miasta-centrum. Na przykład autobus Ałtaj - Ułan Bator przejeżdża też przez stolice dwóch innych ajmaków: Bajanchongor i Arwajcheer, a autobus z Czojbałsan przez Ondorchaan. Gdy jednak dwa miasta nie są położone na wspólnej linii łączącej je ze stolicą kraju, zwykle nie ma między nimi żadnej łączności drogowej. Tak jest choćby w przypadku Dałandzadgad i Arwajcheer, które dzieli ledwo 377 km, czy Cecerleg i Murun oddalonych od siebie o 413 km. Stanowi to prawdziwą zmorę turystów indywidualnych, którzy podróżując pomiędzy tak usytuowanymi miastami, muszą nieraz dwukrotnie nadkładać drogi. Jedyną bowiem opcją jest przejazd z przesiadką w Ułan Bator, nieraz znacznie oddalonym od miejsca naszego aktualnego pobytu. W lepszej sytuacji jest grupa osób, która może pozwolić sobie na wynajęcie UAZ-a (więcej o tym w dziale "Trasa podróży").
W Ułan Bator autobusy odjeżdżają z dworca przy ulicy Konstytucji. Godzina odjazdu jest jedna dla wszystkich niezależnie od kierunku - 8.30. W praktyce oznacza to, że należy być na dworcu około 7-7.30, aby "zdobyć" miejsce w autobusie, przy czym wyjazd następuje zwykle dopiero między 9-tą a 10-tą. Do szeregu miejscowości autobusy kursują raz bądź dwa razy w tygodniu - dlatego dobrze jest wcześniej zapoznać się z rozkładem jazdy (w budynku dworca - wejście z boku, od południowej strony) i zaplanować sobie zgodnie z nim trasę. Uniknąć wtedy można kilkudniowych oczekiwań. Innym sposobem ich uniknięcia jest znalezienie "masziny" jadącej w potrzebnym kierunku. Samochody zabierające pasażerów każdego dnia odjeżdżają do wielu miast Mongolii. Są one nieco droższe od autobusów, lecz dojeżdżają do celu znacznie szybciej. Najdalszymi punktami, do których dociera komunikacja publiczna z Ułan Bator (bez przesiadki) to: Chojbałsan na wschodzie, Murun na północy, Dałandzadgad na południu i Ałtaj na zachodzie kraju.
Za przelot samolotem cudzoziemcy płacić muszą wygórowane ceny (3-4 razy wyższe od cen dla Mongołów, np. bilet z Ałtaj do U.B. dla "tubylca" kosztuje 30 USD, a dla turysty spoza Mongolii aż 110 USD). Mimo deklarowanej w informatorze ISIC zniżki 50 % na przeloty krajowe, mongolskie linie lotnicze MIAT nie uznają żadnych zniżek na podstawie tych legitymacji. Jeśli mimo tego chce się skorzystać z usług MIAT, warto od razu po przyjeździe do Mongolii dowiedzieć się w które dni latają samoloty - można to zrobić jeszcze w Ułan Bator lub w innej stolicy ajmaku na lotnisku. Lotniska położone są zwykle kilka kilometrów za miastem, czasem jednak punkty sprzedaży biletów lotniczych znajdują się w centrum miasta (oprócz Ułan Bator sytuacja taka jest np. w Murun).
Realia podróżowania po kraju
W całej Mongolii jedynie około 900-1000 km dróg stanowią trasy asfaltowe. Składają się na nie drogi odchodzące od stolicy kraju: do Arvajheer (430 km), plus około 30 km za Arwajcheer, na północ (ok. 100 km), do pobliskich miejsc i miejscowości np. Terejdż, Dzuunmod oraz trasa łącząca Darchan z Erdenet. Pozostałe "autostrady" Mongolii to trakty wyjeżdżone w stepie przez samochody, kamieniste i pyliste, pełne dziur i wądołów. Często przecinają one koryta rzeczne, które po deszczach wypełniają się czasowo wodą, często też prowadzą wprost przez rzeki i strumienie. Autobus przemierza taką trasę z prędkością 20-30 km/h, w środku unosi się pył pomieszany z dymem papierosów, które Mongołowie palą nawet podczas tankowania benzyny. Na większych wertepach autobus tak podrzuca, że pasażerowie wylatują jak z katapulty nawet na metr w górę, po czym lądują na sobie nawzajem (szczególnie dotyczy to siedzeń z tyłu pojazdu). Bagaże podczas takich podrzutów cierpią nie mniej, dlatego nie należy w nich zostawiać np. aparatu fotograficznego. Po drodze czekają nas liczne "atrakcje" jak choćby utknięcie autobusu w głębokim błocie, z którego trzeba go wspólnie wypychać, i którym większość pasażerów jest wkrótce upaprana od stóp do głów, poza tym przekraczanie rzek i strumieni, nie zawsze kończące się sukcesem itp. Gdy autobus przypadkiem znajdzie się na środku rzeki, woda wlewa się pod drzwiami, jest ciemna noc i jesteśmy kilkaset kilometrów od najbliższego miasta nie należy wpadać w panikę, lecz, wzorem Mongołów, spokojnie przekładać bagaże z podłogi na niezalane jeszcze wodą siedzenia. Potem trzeba czekać, aż któryś z kierowców przedrze się przez wodę sięgającą mu po pachy do brzegu i dotarłszy do pobliskich jurt sprowadzi pomoc. I może się zdarzyć, jak było w naszym przypadku, że nim uzmysłowimy sobie co w Mongolii oznacza właściwie określenie "pobliska jurta" (odległa o 20, 30 a może 50 km?), nadjedzie nagle ogromny ZIŁ, który wyciągnie autobus na brzeg. Po wylaniu zeń wody i osuszeniu podłogi rusza się dalej - aż do następnej "wpadki". Nie musi to być tym razem błoto czy rzeka, ale np. awaria autobusu, czy lepiej jeszcze, szereg takich awarii. Autobusy i samochody w Mongolii psują się bez przerwy, a pękanie opon i dętek jest szczególnie powszechne. W związku z tym wszystkim, a także z okresowymi brakami benzyny (szczególnie zachodnia Mongolia), podróż, która miała trwać dobę, może wydłużyć się do dwóch czy nawet trzech.
Mimo niewygody podczas jazdy mongolskimi autobusami, warto przeżyć taką podróż choćby raz, a to szczególnie ze względu na możliwość bliższego poznania tutejszej ludności i poczucia atmosfery prawdziwej Mongolii. Rozmowy, wzajemne poczęstunki, a przede wszystkim wspólne śpiewy trwające nieraz godzinami - to właśnie tworzy niepowtarzalny klimat takiej jazdy, którego nie zaznamy płacąc pięć dolców za występ grupy folklorystycznej w sali teatralnej. Zwykle w autobusie znajdzie się ktoś mówiący po rosyjsku, a nam raz zdarzyło się nawet spotkać jegomościa władającego językiem angielskim. W Mongolii szczególnie przydaje się znajomość języka rosyjskiego i cyrulicy, którym to alfabetem posługują się Mongołowie od rewolucji 1921 roku. Czytając wyrazy napisane "bukwami", nie rozumiemy ich co prawda, ale gdy raz poznamy co znaczą, łatwiej je możemy zapamiętać. Nawet bowiem znajomość kilkunastu słów mongolskich wystarcza, aby wspomagając się gestami czy schematycznymi rysunkami, odbywać wielogodzinne dyskusje z Mongołami. Wielu z tych, którzy znają rosyjski, niezbyt chętnie go używa, traktując jako język narzucany siłą przez wieloletniego okupanta (coś o tym wiemy i my Polacy).
Wynajem samochodów, koni, wielbłądów
Generalnie w Mongolii nie ma problemów z wynajęciem UAZ-ów, lecz tylko w przypadku gdy planujemy podróż w obrębie danego ajmaku. Cena jest stosunkowo ujednolicona w całym kraju (0,25 USD/km) choć w niektórych regionach, tych mniej popularnych, można znaleźć kierowcę za 0,2 USD/km, natomiast na obszarach najczęściej odwiedzanych przez turystów ceny dochodzą do 0,3-0,4 USD/km (Uwaga: w Mongolii bardzo trudno się targować!). Zawsze kiedy wynajmujemy samochód, musimy zapłacić kierowcy również za drogę powrotną. Wyjątkiem od tej reguły jest sytuacja, gdy właściciel UAZ-a akurat wybiera się w pożądanym przez nas kierunku i zabiera nas niejako przy okazji, dzięki czemu skłonny jest do negocjacji dotyczących ceny (sytuacje takie są dość częste, gdy wyruszamy ze stolicy ajmaku, a celem naszym jest jedna konkretna wioska w jego obrębie). Gorzej, gdy chcemy odwiedzić kilka oddalonych od siebie miejsc lub w ogóle dostać się do innego ajmaku - wtedy wynajmujemy samochód na tradycyjnych warunkach.
Popularną formą zwiedzania atrakcyjnych regionów Mongolii są wyprawy konne. Ceny wynajmu tych zwierząt i opłat dla przewodnika wahają się w zależności od regionu i czasu trwania wycieczki. Średnio płaci się 5-10 USD dziennie za wynajem konia pod wierzch i jucznego (jeden dla 2-3 osób). Dodatkową opłatę pobiera przewodnik: ok. 8-10 USD dziennie.
Za wynajem wielbłądów żąda się w regionach turystycznych nawet do 25 USD za dzień (zwykle turyści biorą te zwierzęta tylko na parę godzin). Warto w tym celu zwrócić się jednak bezpośrednio do nomadów-hodowców wielbłądów (unikając w ten sposób pośredników narzucających wysokie marże), gdzie cena dziennego wynajęcia wielbłąda wynosi ok. 5 USD oraz dodatkowo 4-5 USD za przewodnika.
Źródło: TravelBit