AP 15; Jaskinia Cango i wino
|
|
|
|
Komnata tronowa |
Przejeżdżamy do odległej o kilkanaście kilometrów od Oudtshoorn jaskini Cango Cave, uważanej za jedna z najpiękniejszych na naszym globie. Cały region pozbawiony jest wielkich opadów deszczu, a jednak żyjący tutaj od setek tysięcy lat Buszmeni (znani skądinąd z małych wymagań) określili ta okolice jako... "miejsce bogate w wodę" czyli cango.
|
Stalaktyty i kolumny |
Czwartek 18 marca 2004
Opady w górach Swartberg dawały i nadal dają życie licznym strumieniom i rzekom, jakie w ciągu milionów lat istnienia mogły w miękkim podłożu Little Karoo wyrzeźbić nieprawdopodobną sieć podziemnych szczelin, korytarzy i komór. W wapiennych wzgórzach tej okolicy woda opadowa wzbogacona pobieranym z atmosfery dwutlenkiem węgla wypłukała pustki i jednocześnie osadziła fantastyczne formy naciekowe, przede wszystkim kilka ogromnych podziemnych komnat ze świetnie zachowanymi stalaktytami, stalagmitami i kolumnami (stalagnaty). Tak właśnie, w bardzo starych prekambryjskich skalach (liczących co najmniej 650 milionów lat!) powstały jaskinie, ich system biegnie generalnie ze wschodu na zachód w stromo zalegających ku północy warstwach. Pomimo, ze skały są tak stare, same jaskinie zaczęły się tworzyć nie wcześniej niż w Trzeciorzędzie, czyli przed 70 milionami lat. Ich kreacja zajęła kolejne miliony lat, z niektórymi komorami powstałymi "dopiero" 40 tysięcy la temu!
Aby nie stwarzać nieporozumień napisze wyraźnie: wapienne skały otoczenia liczą ponad 650 milionów lat. Pierwsze szczeliny w skalach powstały około 70 milionów lat temu a pierwsze większe komory około 11 milionów lat wstecz. Mniej więcej 1 milion lat temu system jaskiń uzyskał połączenie z powierzchnią ziemi, co zwielokrotniło tempo wypłukiwania nowych wolnych przestrzeni w obrębie skal. Daty kreacji jaskiń to jedna rzecz, a wiek rozmaitych struktur naciekowych to zupełnie inna sprawa. Wapienne formy naciekowe wewnątrz jaskiń liczą nie więcej niż 100 000 lat.
|
Portret w kamiennej scenerii |
Turystom oferuje się dwa rodzaje wycieczek; trwającą 60 minut wersję standardową oraz trasę przygodową dla mocnych i szczupłych. Wybieramy wariant pierwszy, zagłębiając się około 600 metrów w czeluście Ziemi.
Już po kilku minutach jestem przeświadczony, ze Cango to bez najmniejszych wątpliwości jedna z ciekawszych jaskiń świata. Potrafi zauroczyć formami i kolorami skalnych tworów, jednocześnie zachwycając zarówno najmniej wybrednego jak i najbardziej wymagającego turystę.
Nasz czarnoskóry przewodnik potrafił dodatkowo zainteresować wycieczkowiczów opowieściami o pierwszych mieszkańcach jaskini - Buszmenach - których makiety oglądamy przy wejściu. Słuchamy historii powstania grot i ich odkrycia przez ludzi pod koniec XVIII stulecia. Po dokładnych opisach genezy rożnych rodzajów nacieków przewodnik gasi światło, aby uzmysłowić nam istotę absolutnej ciemności. Wrażenia niezapomniane!
|
Łoże Nowożeńców |
Idziemy w głąb jaskini, szlak jest dobrze utrzymany, formy naciekowe nie wykazują większych oznak zniszczenia. Mijamy Sale Van Zyla i Botha, podziwiamy Komnatę Tronu, Zamarznięte Wodospady i Madonnę. Podziwiamy Iglice Kleopatry, Organy i Tęczowy Pokój. Nieco dalej zadziwia swoimi kształtami Komnata Tęczowa i Zakątek Nowożeńców. Poprzez Krainę Baśni docieramy w końcu do Sali Bębnów. Z zapartym tchem patrzymy na wysnutą z wapiennej skały Bibie i Skrzydło Anioła. Czarny cicerone odtwarza afrykański mini show, wybijając na tam-tamie takty symbolicznie obwieszczające zmierzch dnia nad sawanną. Okazuje się jednak, ze bębnem była ... krystaliczna firana z czystego wapienia, który nie znanym mi sposobem posiadł niewiarygodne wartości akustyczne.
Dowiadujemy się jeszcze, ze wielką cześć systemu podziemnych korytarzy odkryto stosunkowo niedawno, w 1972 roku , nazywając nowe komory jaskinia Cango Two.
Wychodzimy w końcu na światło dzienne, dokonujemy ostatnich zakupów pamiątek, kart telefonicznych, zgrywamy informacje z naładowanych do granic możliwości CF na kompakty (50 randów za sztukę), pijemy świetne piwo (lokalnej firmy Castle) i przejeżdżamy 50-kilometowy odcinek do Calitzdorp, aby zakosztować słynnych, południowoafrykańskich win.
Przedostatnim etapem dzisiejszej drogi jest założona w 1890 roku winnica De Krans w Calitzdorp. Tam delektujemy się znakomitym lokalnymi trunkami. Jakością wyróżniły się: czerwone wino Pinotage, miejscowy Cabernet Sauvignon i porto o nazwie Cape Ruby Port. Degustacja tak bardzo przypadła nam do gustu, ze postanowiliśmy kupić jeszcze kilka butelek caberneta (równowartość 4 USD za butelkę), aby uprzyjemnić sobie pokonanie 400-km drogi dzielącej nas od Kapsztadu, uważanego za najpiękniejsze miasto w Riepubliek van Suid-Afrika. Warto - i trzeba - tutaj napomknąć, ze południowoafrykańskie wina wyjątkowo łatwo uderzają do głowy, a może tak właśnie działa połączenie szlachetnego napoju i wspaniałych wrażeń?
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|