Islandia: Syduzi 2004 # 3
| Jakub Syta
|
|
dzień 3 - niedziela 4 lipca 2004
Thingvellir - Gejsir - Gulfoss - Gejsir - "Stora-Laxa" - 133km. Zostawiliśmy Thingvellir za sobą i ruszyliśmy z powrotem trasą 36 na południe. Po kilku kilometrach skręciliśmy w lewo w 365 w kierunku Gejsiru.
|
Piękna choć śmierdząca okolica Gejsir |
Według mapy w okolicy mieliśmy spotkać 2 jaskinie. No i znów udało nam się je odnaleźć bez jakichkolwiek problemów. Przejechaliśmy drogą kilka kilometrów aż po lewej stronie zauważyłem małe miejsce postojowe. 20 metrów za nim można było zobaczyć wejście do pierwszej z jaskiń. W przeciwieństwie tej zwiedzanej poprzedniego dnia, ta sprawiała wrażenie opuszczonej, nawet trochę strasznej. Tam co chwila pojawiali się kolejni turyści, tu nie było nikogo poza nami. Zielu został "na czatach" a ja z Pawłem weszliśmy w głąb. Przejście tej jaskini wymaga już troszkę większych umiejętności. Co rusz trzeba było zmieniać poziom a to podchodząc a to schodząc kilka metrów, co chwila pod nogami czaiły się kilkumetrowej głębokości szczeliny. Szliśmy chyba ze 30 minut. Nie wiedzieliśmy jak daleko jeszcze jaskinia się będzie ciągnąć wiec zawróciliśmy. Szczególnie fajnie wyglądał fragment gdzie w jednym miejscu łączyły się 3 poziomy jaskiń - prawdopodobnie 3 dawne podziemne rzeki. Wszystkie - jedna nad drugą schodziły w jeden większy korytarz. Nie mieliśmy czasu by i tam wchodzić, lecz na pewno tez jest tam równie interesująco co w głównym korytarzu. Jest tam jednak sporo błota, które skutecznie ubabrało nasze spodnie. Druga jaskinia była malutka, widać było jej koniec - nawet nie wchodziliśmy w głąb. Szczególnie ze pogoda była trochę dołująca - lalo i lalo i lalo...
Słynny Gejsirw Haukadalur
|
Gejzer Strokkur |
Drogą 35 dojechaliśmy do Haukadalur, w którym to znajduje się słynny Gejsir. Kilka autokarów i dziesiątki samochodów sprawiło ze czuliśmy się jak w pełnym ludzi wesołym miasteczku. Tyle ze zapachy przypominały raczej jakąś fermę. Woda w wielu miejscach bulgotała, wszędzie parowała a gejzer Strokkur co kilka minut strzelał na wysokość jakiś 12m. Trzeba przyznać ze efektownie to wyglądało - pierwszy raz widziałem jak wygląda gejzer i nie rozczarowałem się. Przed podejściem bliżej należy jednak koniecznie sprawdzić wiatr - co chwila ktoś ustawiał się ze zlej strony i kończył w gorącej kąpieli. Nikt się przy nas nie poparzył, lecz ludzie byli naprawdę mokrzy. Mieliśmy również dość duże szczęście - gdy staliśmy i patrzyliśmy się na strzelające w niebo "fontanny" niespodziewanie wybuchł Gejsir - najlepsze czasy musi już mieć za sobą - wystrzelił zaledwie kilka metrów wyżej niż jego młodszy brat. Ale jednak wystrzelił, a my należeliśmy do szczęśliwców, którym dane to było widzieć. W pobliskiej restauracji Paweł z Zielem kupili najdroższego w swoim życiu hot-doga - kosztował ponad 10 PLN i wcale nie był smaczny.
Wodospad Gulfoss
Ruszyliśmy dalej 35 w kierunku Gulfoss - największego z islandzkich wodospadów odległego o 30 minut jazdy. Widząc z prawej strony "mgiełkę" trzeba skręcić - jeszcze przed wzniesieniem. Dojedzie się wówczas do parkingu z pięknym widokiem na Gulfoss. Przed dojściem do wodospadu warto jednak się dobrze ubrać - będzie naprawdę mokro. Mgiełka z wodospadu przemacza wszystkich do cna.
|
Wodospad Gulfoss |
Po obejrzeniu wodospadu i zrobieniu serii zdjęć kompletnie przemoczonym sprzętem wspięliśmy się po schodach na gore. Widok jest wart polecenia. Wodospad jest widoczny głęboko w dole rozpadliny, widać wyraźnie schowane w rozpadlinie koryto rzeki. Po obejściu całej okolicy wróciliśmy do samochodu i długo rozmawialiśmy o dalszej trasie - biorąc pod uwagę to co widzieliśmy i czego można się było później spodziewać trzeba było skorygować nasz plan. Postanowiliśmy wrócić do Gejsiru, zatankować i spróbować przejechać "białą droga" prowadzącą z okolic Gulfoss do Heifoss. Na stacji benzynowej czekała nas niezbyt mila niespodzianka- stacja była w pełni automatyczna - by tankować trzeba było mieć kartę kredytowa (dobrze, że nasze limity nie były w pełni wykorzystane). Procedura tankowania wygląda następująco:
- wsadź kartę we wskazane miejsce
- wpisz pin + zielony przycisk
- podaj sumę, za którą chcesz tankować + zielony przycisk
- wpisz numer dystrybutora + zielony przycisk
- odbierz kartę
- zatankuj
- wsadź kartę ponownie, jeśli chcesz otrzymać paragon
Droga do Hrunamannaafrettur
|
Krajobraz w okolicach słynnego gejzeru Gejsir |
Po zatankowaniu wróciliśmy 35 do trasy 30. Jechaliśmy nią około 30 minut, przejechaliśmy most a za nim, za ostrym zakrętem w prawo - drogą nr 349 na Tungufell jechaliśmy pojechaliśmy praktycznie aż do jej końca - do znaku "ślepa droga", tam skręciliśmy w prawo kierując się na Hrunamannaafrettur. Przejechaliśmy kładkę na owce i nie wiedząc gdzie (według mapy trzeba było skręcić w prawo, lecz mapa była zbyt mało szczegółowa by nam powiedzieć kiedy mamy to zrobić) dalej pojechaliśmy w prawo, przez mostek. Zaczął się prawdziwy off-road. Powoli sunęliśmy pod gore po gigantycznych kamulcach. W pewnym momencie spotkaliśmy ludzi jadących z na przeciwka. Twierdzili zdecydowanie ze nie jest to trasą, którą powinniśmy jechać. Nie byli jednak w stanie dokładnie powiedzieć gdzie w takim razie jesteśmy, wiec postanowiliśmy pojechać dalej, co nam to szkodzi. Droga była niesamowita. Jak na innej planecie... Pusto, kamienie, w oddali piękny i nie zaznaczony na mapie wodospad. Wtem droga się skończyła. Postanowiliśmy spróbować przedrzeć się do miejsca gdzie wydawało nam się ze może znajdować się następna. Niestety nie był to dobry pomysł. Niespodziewanie zawiśliśmy naszym malutkim samochodzikiem na gigantycznej kępie traw. I ani w jedna ani w druga stronę nie można się było ruszyć. Rozbijałem ją nożem przez około 40 minut wciskając rękę tak daleko pod samochód jak tylko byłem w stanie aż przygotowywałem podkład na tyle by koła mogły złapać grunt. Potem Paweł siadł za kółkiem a my z Zielem z gigantycznym wysiłkiem przepchaliśmy samochód na lepszy teren. Ale i tak mięliśmy szczęście. Do najbliższej osady, po pomoc, piechota szlibyśmy przynajmniej ze 3-4 godziny. Wróciliśmy na drogę, którą poprzednio opuściliśmy i dalej kierowaliśmy się na Hrunamannaafrettur.
|
Utknęliśmy na bezdrożach Islandii |
Minęliśmy drogę prowadzącą na Gulfoss od drugiej strony aż dojechaliśmy do dużego rozjazdu. Żadna z widocznych nazw nic nam nie mówiła, postanowiliśmy jechać wzdłuż słupów wysokiego napięcia (później okazało się ze wybraliśmy właściwą trasę) - drogą w kierunku Hrunamannaafrettur, Linuvegur, Laxargliufur... Jechaliśmy bardzo długo, co rusz przejeżdżając rożne rzeczki, aż za rzeką Leira spotkaliśmy jadących z naprzeciwka Islandczyków, którzy bardzo odradzili nam dalsza drogę. Mówili, że czekają nas jeszcze 3 rzeczki, z czego ta ostatnia miała dopiero okazać się bardzo, bardzo trudną. Podziękowaliśmy za informacje i postanowiliśmy pojechaliśmy jeszcze troszkę dalej. Chcieliśmy zobaczyć jak to będzie wyglądać. Zatrzymaliśmy się przed rzeką Stora-Laxa - wyglądała na bardzo głęboką. Ponieważ byliśmy zupełnie sami, zmęczeni oraz że była już noc (czego oczywiście nie bało widać) postanowiliśmy rozbić obóz i poczekać z jej przekraczaniem do następnego dnia.
Jakub Syta
Źródło: informacja własna
|