Islandia: Syduzi 2004 # 5
|
|
|
Dzień 5 - wtorek 6.07.2004
"Heifoss" - Tongafoss - Hella - Mulakot - Seljalandsfoss - Thorsmork - 165km. Kolejny piękny poranek. Rano przebiegłem się po okolicy i sprawdziłem jak można dostać się na druga stronę rzeki do Heifoss (jak jeszcze wtedy myśleliśmy). Chwile później zabrałem tam resztę ekipy.
Poranny prysznic pod wodospadem jest czymś wspaniałym. Orzeźwiająca woda, huk wody, wszechobecne opary wodospadu. Gdy kończyliśmy poranna toaletę akurat zjawiła się w oddali jakąś grupa, wyraźnie zdziwiona widokiem rozbitego namiotu i nas pod wodospadem.
|
Brzydki znak - nie jedź tu samochodem jeśli Ci życie miłe |
Po wyschnięciu złożyliśmy obóz i ruszyliśmy dalej. Chcieliśmy tego dnia dojechać do Thorsmork. Jadąc 32 zaraz po prawej stronie zauważyliśmy zielona chatkę. Okazało się ze był to kolejny skansen. Do środka nie chciało nam się wchodzić, z zewnątrz było wystarczająco fajnie. Zrobiliśmy kilka zdjęć i pojechaliśmy dalej. Minęliśmy kierunkowskaz na Heifoss i Stong (lepiej chyba było jechać tędy, powinno się dojechać do Heifoss nawet zwykłym samochodem), "brzydki znak" czyli informację o tym jak należy przekraczać trudne rzeki. Taki sam był przed Stora-Laxa, której w końcu nie przekroczyliśmy. Tym razem nie było jednak żadnych trudności czy rzeczek. Chyba była to jakaś pomyłka. Za elektrownią wodną i dużym mostem skręciliśmy w drogę 26 (nadaje się dla zwykłych samochodów). Długo jechaliśmy przez puste, najeżone skałami przestrzenie. Chcieliśmy skręcić w F208 i dojechać na miejsce zwiedzając wcześniej Landmananalaugar. Jednak w trakcie doszliśmy do wniosku, ze może to być zbyt trudne dla naszego samochodziku. Pojechaliśmy 26 i 268 do Helli na zakupy, następnie na chwile wskoczyliśmy na "jedynkę" by zaraz odbić na znacznie ciekawszą naszym zdaniem 261. Stamtąd 250 chcieliśmy dojechać do małej dróżki łączącej ją z F249 prowadzącą wprost do Thorsmork.
Wodospad Seljalandsfossa
|
Wodospad Seljalandsfoss |
Okazało się jednak, ze droga przechodziła przez most, który jest obecnie w całkowitej rozsypce, droga była zamknięta. Jadąc dalej dojechaliśmy do "jedynki" i kilka kilometrów dalej wjechaliśmy już na F249. Droga na Thorsmork zaczyna się pięknym wodospadem Seljalandsfossą. Można sobie spokojnie przejść za nim - uwaga jest tam dużo błota. Po pamiątkowych zdjęciach ruszyliśmy dalej i sprawnie przebrnęliśmy przez kilka rzek utrudniających drogę do celu tego etapu naszej podróży. Przy pierwszym lodowcu zrobiliśmy postój połączony z wycieczka do jęzora. Zabawiliśmy tam dość długo - dłużej niż potrzebowaliśmy, ponieważ chcieliśmy się upewnić ze wesoła parka, która poszła po nas na wspinaczkę po lodowcu w adidasach i leciutkich ubrankach szczęśliwie dotrze z powrotem. Być może ten dobry uczynek (tamci też nam zresztą podziękowali za troskę) został wynagrodzony niecałą godzinę później. Dojechaliśmy do kolejnej dużej rzeki opatrzonej "brzydkim znakiem". Jego główną teść można ująć w następujących punktach:
1. nigdy sam nie wjeżdżaj do wody
2. zawsze miej linę
3. sprawdź jak wygląda dno(najlepiej przejdź rzekę wpław)
|
Gdyby kózka nie skakała... |
Byliśmy sami, woda nie wyglądała bardzo źle a nie chciało nam się czekać....wiec pojechaliśmy. Nie ujechaliśmy 3 metrów gdy samochód stanął. Koła się kręciły, lecz niestety wisieliśmy na czymś dużym i nie mogliśmy się ruszyć w żądną stronę. Na dodatek zaczęliśmy nabierać wody. Rozebrałem się, wyskoczyłem z samochodu i próbowałem podłożyć cos pod koła. Nic to jednak niestety nie dawało. Gdy już naprawdę zaczynałem tracić nadzieję na szczęśliwy finał tej historii nagle zjawił się samochód. Islandczycy nie mieli niestety lin, ale obiecali pomoc. Mieli większy wóz, spokojnie przejechali obok szukając dla nas pomocy. W tym czasie Paweł z Zielem również wyskoczyli by trochę odciążyć samochód ale nic to niestety nie dało. Wciąż staliśmy w środku rzeki i wciąż nabieraliśmy wody. Niedługo później wrócili Islandczycy. nikogo nie spotkali ale na pozostawionym pod lasem samochodzie znaleźli linę. Parę chwil później byliśmy uratowani. Szczęśliwi wręczyliśmy im "Żubróweczkę". Sprawdziliśmy też straty oraz wylałem wodę z samochodu (a było jej sporo - samochód wysechł całkowicie dopiero 3 dni później).
Do tych islandzkich zaleceń trzeba podchodzić naprawdę poważnie - przez kolejne 3 godziny nikt nie jechał ta trasą. Gdybyśmy nie mieli takiego szczęścia to samochód zostałby zupełnie zniszczony (a ubezpieczenie nie obejmuje szkód wyrządzonych przez wodę). Po tych doświadczeniach wiem, że do tych reguł trzeba jeszcze dodać dwie:
- gdy już się wjedzie do wody nie wolno się zatrzymywać, nawet na chwilę. Gdy ktoś się raz zatrzyma na głębokiej wodzie to już później może nie ruszyć.
- rano jest znacznie mniej wody niż wieczorem - lepiej w jest przeczekać noc i próbować przekraczać trudne rzeki następnego dnia.
|
Uczestnicy wyprawy nad kanionem rzeki Hvita |
Po szczęśliwym zakończeniu postanowiliśmy nie przekraczać już tej rzeki samochodem. Rozbiliśmy namiot niedaleko brodu, zjedliśmy kolację. Na deser zjedliśmy słynną Islandzka suszona rybę (ok 350ISK). Trzeba przyznać ze nawet jest smaczna - przyjemnie rozpuszcza się w ustach. Podobno jest suszona tak długo aż mewy stracą nią zainteresowanie. Tak gdzieś wyczytałem, ile w tym prawdy nie wnikam. Wieczorem (śmiesznie brzmi to słowo biorąc po uwagę ze tu jest cały czas jasno) wciąż wyziębieni po kąpieli wzięliśmy po aspirynie i długo rozmawialiśmy o starych dobrych czasach.
Jakub Syta
Źródło: informacja własna
|