Miasto Egilsstadir
Egilsstadir to nad podziw duże miasto. Na stacji Esso napełniamy bak (cena jest znacznie wyższa niż w małych miasteczkach - tu 1 litr kosztuje 111 ISK wcześniej płaciliśmy około 107 ISK), robimy zakupy w markecie naprzeciw i tuz przed nim urządzamy sobie śniadanie. Luka wyczytuje, ze jogurty, które co pewien czas sobie fundowaliśmy - Skyr są "wielowiekową częścią islandzkiej tradycji" - trzeba też przyznać, że są smaczniejsze od tradycyjnych jogurtów. Gdy odjeżdżamy orientujemy się, ze kawałek dalej był "Bonus" - podobno najtańszy z islandzkich marketów. Cóż, trudno.
Jedziemy dalej krajową "jedynka" aż do drogi F905 w którą skręcamy. Chcemy dojechać do Hvannalindir a następnie drogą F910 do Askji. Znów księżycowy krajobraz: skały, żwir, stożki wulkaniczne. No i kompletna pustka - zupełny brak ludzi. W Hvannalindir jak się okazuje nie jest wiele do zwiedzania. Nasza mapa pokazywała w tym miejscu gorące źródła, ale okazało się to jednak przekłamaniem - są takie ale 40 kilometrów dalej - tuz pod lodowcem Kverkfjoll. Do pamiątkowych chatek osób, które jako pozbawione wszelkich praw musiały się kiedyś ukrywać nie chciało nam się już iść. Hvannalindir zdecydowanie nie jest warte tych dodatkowych 30 kilometrów (w dwie strony) po hałdach piachu, kamieniach i rzeczkach. Wracamy, dojeżdżamy do F910 i po około 45 minutach szybkiej jazdy przed hałdy koksu, pumeksu i innych kamieni jesteśmy w Drekagil - osady będącej przede wszystkim kempingiem skąd maja miejsce wycieczki do krateru. Cały obszar w którym się znajdowaliśmy - Odabahraun to ponad 4400 km2 zastygłej lawy - jest to największy taki obszar na świecie.
Źródło: informacja własna