Islandia: Syduzi 2004 # 9
| Jakub Syta
|
|
|
Piąta aleja w Nowym Jorku... |
Dzień 9 - sobota 10 lipca 2004
Blasil - Kirkjubaejaklaster - Skaftafell - 106km
Śniadanie znów spędziliśmy nad mapą. Udało nam się już poznać możliwości naszego Jimnego. Jeździł całkiem dobrze, ale niestety jak na islandzkie drogi był troszkę za mały. W górzystym terenie jego mały bak też stanowił spore ograniczenie.
Nupsstadur
|
Czy to jest nasz hotel ... okolice Nupsstadur |
Postanowiliśmy zmienić trasę - zamiast przejechać przez interior drogą F208 i F26 postanowiliśmy objechać wyspę dookoła. Przeliczyliśmy kilometry - z Lakagigar wychodziła mniej więcej identyczna odległość do Obszaru Kraftla. Po złożeniu obozu ruszyliśmy do Kirkjubaejarklaustur gdzie znajduje się nieźle zaopatrzony sklep i stacja benzynowa a następnie pojechaliśmy na wschód drogą numer "1".
W miejscowości Nupsstadur zatrzymaliśmy się na sesję fotograficzna przy małym, pokrytym trawą kościółku. Były tam tez pokryte mchem domy oraz ... starusieńki samochód marki Willis - prawdopodobnie jeden z pierwszych samochodów terenowych. Następny przystanek był za mostem na rzece Skeidara. Dziesięć lat temu miał miejsce potężny wybuch przykrytego lodowcem wulkanu. Woda powstała ze stopionego lodu zmyła wielki stalowy most, którego dwa fragmenty można teraz podziwiać w mini-muzeum na otwartym powietrzu.
Park Narodowy Skaftafell
|
Jęzor lodowca Skaftafelljokull nocą |
Około 17 dojechaliśmy do parku narodowego Skaftafell. Zwiedziliśmy lokalne muzeum gdzie wyświetlany jest fajny film o wybuchu wulkanu , z przewodnikami porozmawialiśmy o proponowanych trasach na górską wędrówkę. Polecili jedna z tras, powiedzieli ze jest ładna i zajmuje 5-6 godzin. Na mapie wydawała się krótka, więc, pomyśleliśmy ze w tyle czasu to może przechodzą ja jakieś zorganizowane wycieczki, ale nie my. Było już dość późno, gdy ruszaliśmy w góry w kierunku Kristinartindar, spodziewaliśmy się wrócić za jakieś 3 godziny (przypomnę, że tu całą dobę było naprawdę jasno). Na początku przedzieraliśmy się przez gęste krzewy z których Islandczycy naprawdę musza być bardzo dumni, potem weszliśmy wyżej i zaczęła się "szczytówka". Cały czas wysoko, cały czas pod górkę. Spacer byłby na pewno znacznie przyjemniejszy gdyby było cokolwiek widać.
|
Jęzor lodowca Skaftafelljokull nocą |
Chmury zeszły niżej, widoczność sięgała jakiś 15m i jedynie widzieliśmy zarysy przepaści, które znajdowały się poniżej. Okazało się również, że ten spacer to naprawdę miał nam zająć te 5-6 godzin. Droga w rzeczywistości była znacznie bardziej męcząca niż można się było spodziewać na podstawie mapy. Po drodze spotkaliśmy jeszcze kilka zbłąkanych osób wracających powoli na kemping, trójkę Polaków podróżujących stopem po wyspie przez 5 tygodni (mówili nie ma z tym żadnych trudności, najdłuższej - 8 godzin czekali jadąc przez interior, lecz tam było to związane wyłącznie z totalnym brakiem przejeżdżających samochodów, nie z nieżyczliwością kierowców).
Wracając zeszliśmy do osady (kilka chałup) Sel muzeum, gdzie można zobaczyć jak mieszkali tu ludzie na początku XX wieku (wstęp gratis, ale jest prośba o pozostawienie po sobie porządku). Wracając poszedłem trasą prowadzącą przez 3 wodospady - Magnusarfoss, Hundafoss i Pjofafoss. Do najsłynniejszego w okolicy - Svartfoss nie zaszliśmy - brytyjscy turyści spotkani na szlaku twierdzili ze jest całkiem ładny, lecz bardzo mały - nawet w porównaniu z wodospadami mijanymi co kilka minut podczas jazdy "jedynką". Nocleg postanowiliśmy urządzić gdzieś dalej, w tańszym miejscu (kemping kosztował 600 ISK na osobę). Około kilometra dalej w miejscu, gdzie z drogi widać przepiękne jęzory lodowca Svinafellsjokull- wjechaliśmy w polna drogę i na granicy parku narodowego rozbiliśmy namiot. Uwaga - w bezpośrednim sąsiedztwie lodowca jest naprawdę bardzo zimno.
Źródło: informacja własna
|