Andrzej Kulka » Islandia » Islandia: Syduzi 2004 # 7
Islandia: Syduzi 2004 # 7

Jakub Syta


Wodospad Skogafoss
dzień 7 - czwartek 8 lipca 2004
Thorsmork - Skogar - Dyrholey - Kirkjubaejarklaster - Lakigigar - 170km
Około 11 rozjeździły się samochody, pomoc przy przeprawianiu się przez rzekę nie była nam już jednak potrzebna. Wody było wyraźnie mniej. Nastraszyliśmy jednak kilka osób jadących w przeciwną stronę opowiadając o naszych przygodach. Śniadanie postanowiliśmy zjeść nad Seljalandsfoss, podziwiając ten piękny wodospad.


Heifossem i Thorsmork

Zobacz  powiększenie!
Klif w Dyrholaey
Ruszyliśmy następnie "1" na wschód. Najdłużej przerwę zrobiliśmy w Skogar by wspiąć się na miejscowy wodospad (Skogarfoss), oraz w Dyrhuley gdzie długo podglądaliśmy ptaszki i podziwialiśmy piękne formacje skalne. Vik wydaje się być naprawdę mało interesujący. Pochodziliśmy chwilę po pustej, wietrznej i czarnej plaży, kupiliśmy dokładna mapę Interioru oraz siatki na głowę przeciwko muszkom, które niesamowicie dawały nam się we znaki nad Heifossem i w Thorsmork. Na stacji Esso kosztowały 430 ISK, później w supermarkecie w Kirkjubaejarklaustur widzieliśmy je za 399 ISK. W Kirkjubaejarklaustur dokupiliśmy chleba, zatankowaliśmy i wróciliśmy do F206 by dojechać do Lakagigar. Droga tam jest interesująca, przecina się trochę rzeczek, wspina na duże wzniesienia. Zwykłym wozem nie ma raczej szans przejechać, choć spotykaliśmy takie osoby, które chciały dojechać tak dalego jak tylko możliwe, a później iść na piechotę. Ze względu na bystry nurt rzeczek i naprawdę duże odległości raczej bym tego nie polecał. Im dalej jechaliśmy tym droga była bardziej interesująca.

Zobacz  powiększenie!
Wybrzeże Dyrholaey
Trudno olbrzymie puste przestrzenie pokryte koksem i najeżone czarnymi, ostrymi skalami nazwać czymś pięknym, lecz interesujące to na pewno to było. Jechaliśmy długo okrążając wielka przestrzeń pokryta powulkanicznymi skalami. Minęliśmy 2 parkingi, jaskinię, krater i wjechaliśmy na najwyższy szczyt w okolicy. Widok był świetny. Z góry szybko wypatrzyliśmy tez miejsce na nocleg - na mchu obok jeziorka. Zresztą chwile później wykąpałem się w nim.

Zobacz  powiększenie!
Widok z Dyrholaey
Gdy namiot był już rozstawiony a ja kończyłem doprawiać kolację zjawił się jakiś samochód terenowy. Zaczęliśmy rozmawiać z jego pasażerami i okazało się ze byli to strażnicy parku narodowego. Laki jest takim parkiem, choć o tym nie wiedzieliśmy - nie było to zaznaczone na naszych mapach a tablicy najwyraźniej nie zauważyliśmy podziwiając ten księżycowy krajobraz. Ponadto okazało się że ten meszek na którym stal namiot był bardzo cenny. Strażnicy byli mili, było już późno wiec tylko pouczyli nas byśmy starali się już nic więcej nic nie deptać, opowiedzieli o kilku atrakcjach turystycznych w okolicy, miejscu na kemping gdzie mogliśmy się zatrzymać następnego dnia i pozwolili przenocować. Dobrze ze nie widzieli mnie pluskającego w jeziorku.

Zobacz  powiększenie!
Walka z muszkami - atak klonów
Wieczór minął spokojnie, siatki skutecznie chroniły nam przed tysiącami muszek. Miały one instynkt samobójcy i same wlatywały wszędzie, gdzie nie były mile widziane, lecz dzięki siateczkom znów spokojnie mogliśmy jeść, rozmawiać czy oddychać. Za to w jeziorze wieczorem aż zaczęło kipieć, gdy ryby skakały i je łapały. Noc jak zwykle minęła spokojnie - długo oglądaliśmy zachód słońca, który jakoś płynnie przeszedł w jego wschód.


Źródło: informacja własna
1
Islandia
WARTO ZOBACZYĆ

Francja: Saint Gervais
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl