AUS i PNG 3; Sydney, miasto fascynujące
|
|
|
Niedziela, 2.11.2003.
Zwiedzanie najpiękniejszego miasta Australii (bez wątpienia jednego z najładniejszych miasta świata) zaczynam od spotkania z panem Romanem Korbanem, utytułowanym (doktorat) i zasłużonym dla sportu (były mistrz Polski w biegu na 800 m) australijskim Polonusem mieszkającym na Antypodach od z górą 20 lat.
 |
Nieoceniony p.Roman Korban |
Pan Roman przez cały dzień będzie moim cicerone. Jak się wkrótce okazało, wybór przewodnika nie mógł być trafniejszy; pan Roman prezentuje sobą najwyższą kulturę będącego na wymarciu pokolenia "przedwojennych profesorów" o jakich tylko słyszałem studiując kiedyś na krakowskich uczelniach.
Sydney posiada 4 mln mieszkańców, czyli co piąty obywatel Australii nazywa to miasto swoim domem. Tutejsza Polonia liczy 20 tysięcy, na około 120 tys. w całym kraju.
 |
Wieża AMP Tower |
Zaczynamy od kościoła św. Marii, pomnika księcia Alberta i widoku na imponującą 300-metrowa wieżę AMP Tower. Wkrótce potem spaceruję przez Królewski Ogród Botaniczny i słucham zajmującej opowieści o historii kraju. Mój przewodnik podaje mało znane, często wstydliwie ukrywane fakty, które jego wywodom dodają barwy i smaku. Stoimy akurat pod kolejnym pomnikiem wyobrażającym Neptuna z jego świtą oraz pierwszego gubernatora stanu Nowa Południowa Walia - kapitana Artura Phillipa. W tej jak najbardziej odpowiedniej scenerii powoli wczuwam się w atmosferę życia codziennego niegdysiejszej krainy skazańców...
 |
Papuga w ogrodzie |
Od czasu do czasu przystajemy pod ukwieconym drzewem, zatrzymujmy się, gdy pośród konarów dostrzegamy zwisające głową w dół ogromne nietoperze, gdy obok nas na trawnik nadlatuje śnieżnobiała papuga i nie zważając na otoczenie zajada szyszki. Dochodzimy do słynnego gmachu opery zaprojektowanego przez duńskiego architekta Jorna Utzona, budowanego w latach 1959-1973. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności mam w plecaku listopadowy numer miesięcznika "Poznaj Świat" gdzie oprócz własnego tekstu o Parku Narodowym Mesa Verde w USA jest doskonały artykuł właśnie o tej operze. Lekturę gorąco polecam!
 |
Słynny gmach opery w Sydney |
Niebo w tle tej unikalnej budowli urozmaicają chmury, pozostałość po niedawnym załamaniu pogody. Jest ciepło, około 18C, ale dzisiaj w oddalonej o 1500 km Adelajdzie spadł śnieg, co jest pogodową anomalią, podobnie jak wyjątkowo niska, a tak optymalna dla nas temperatura w Sydney w ostatnich dniach.
Wchodzimy do wnętrza opery, jest szare, smutne, betonowe, słucham o kłopotach twórcy i obecnych gospodarzy budynku.
 |
Port w Sydney |
Podchodzimy do przystani Circular Quay z ładną panoramą centrum i po opłaceniu 5.80 za bilet w jedna stronę wsiadamy na prom do Manly, który zarówno dowozi ludzi do pracy jak i turystów do tej drugiej po Bondi najpopularniejszej lokalnej plaży. Około 30 minut rejsu wśród morsko- pagorkowatej scenerii; krystalicznie czysta zielono-niebieska ton, jachty, wędkarze, kajakarze... Mnóstwo ludzi uprawia tutaj sporty wodne, zdaje się, że mieszkańcy Sydney kochają morze i swoje miasto.
Tymczasem nadciągnęły chmury i... zaczął padać deszcz. Korzystając z okazji schroniliśmy się w tajskiej restauracji, by przeczekać chwilowe załamanie pogody, smakując frutti di mare i wyborne piwo Lager Crown.
Później spacer ścieżką na południe wzdłuż wybrzeża z widokiem na plażę upiększoną szpalerem araukarii. Nurkowie ćwiczą w pobliskiej zatoczce, wokoło skały i busz z dziesiątkami kolorowych ptaków, z tysiącami nieznanych mi, egzotycznych kwiatów.
 |
Stary Wieszak |
Samochodem - dla odmiany - wracamy do centrum. Znów zaświeciło słońce, ciemne obłoki pożeglowały ponad morze. Kolej więc na słynny, uwielbiany przez Australijczyków most, zwany powszechnie Starym Wieszakiem, zbudowany w latach światowego kryzysu w 1932 roku kosztem 20 milionów dolarów, co w tamtych latach było ogromnym wysiłkiem. Mieszkańcy miasta nie mięli jednak innego wyjścia, gdyż główne dostawy żywności nadchodziły wtedy z północy, a droga wokoło omijająca rzekę Parramatta była zbyt długa, aby łatwo psujące się produkty dotarły do odbiorcy na czas.
 |
Bumerangi ze sklepu w The Rocks |
Idziemy na most, nie wdrapując się na górę (ta atrakcja jest typową turystyczną pułapką za 120 AUD) lecz jak normalni ludzie spacerujemy trotuarem. Z mostu roztacza się przepiękny widok na operę (70 metrów poniżej nas) i port Sydney Harbour.
Dalszy spacer prowadzi do najstarszej dzielnicy miasta The Rocks, założonej na skalistym cyplu obok przystani, niegdyś jaskini spelunek i ciemnych charakterów. Obecnie, od lat 70. są tu odrestaurowane brukowane uliczki, kolonialne domy i sklepy z bogatym wyrobem aborygeńskiego rękodzieła. Oglądamy obrazy lokalnych mistrzów, malowane bumerangi, rzeźbione w drewnie misy... Pełni skupienia wsłuchujemy się też w dźwięki dziwacznie brzmiącego instrumentu didgeridoo, wydobywane specjalnie dla nas przez sympatycznego pracownika sklepu z wydrążonego drąga.
 |
Wnętrze Queen Victoria Building |
Idziemy dalej, główną ulicą George Street do "bizantyjskiego" Queen Victoria Building, okazałego gmaszyska mieszczącego obecnie sklepy i kafejki. Przed głównym wejściem stoi pomnik królowej Wiktorii.
 |
Panorama Sydney z wieży AMP |
Ostatnim "punktem programu" jest wyjazd na szczyt wspomnianej już wieży AMP Tower. Zbliża się zmierzch, wzgórza wokół Sydney nabierają kolorów, nad morzem zawisa barwna tęcza. Z wysokości 305 m, w niskim świetle miasto wygląda teraz jeszcze inaczej, nadal zachwyca architekturą, położeniem i parkami.
 |
Nocą w Darling Harbour |
Po zauroczeniu panoramą zjeżdżamy na dół, aby obejrzeć jeszcze wliczony w cenę biletu pokaz o Australii, zrobiony w sposób mało ekscytujący, ale w dużym stopniu wzbogacający wiedzę o tym ogromnym kraju-kontynencie.
Wieczorem idziemy na obiad do jednej z licznych, wspaniale położonych nad samą wodą restauracji przy nabrzeżu Darling Harbour. Zamawiamy najpopularniejsza rybę Australii, rewelacyjna w smaku barramundi. Ta ryba - podobno - jest samicą do osiągnięcia 50 cm długości, aby potem, uwaga... przemienić się w samca!
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|