Andrzej Kulka » AUS i PNG 2003 » AUS i PNG 14; Kairiru
AUS i PNG 14; Kairiru



Wewak, środa 12 listopada

Dzisiaj śpię do oporu, umówiłem się z miejscowymi rybakami dopiero na 10, na południową wycieczkę do jednej z rzadko odwiedzanych wysp leżących blisko brzegu. Z plaży w Wewak wyraźnie widać trzy spore skrawki lądu zanurzone w Morzu Bismarcka. Na wprost, na linii horyzontu widnieje Voke, z lewej niska Muschu, a tuż za nią - górzysta, porośnięta lasem wulkaniczna wyspa Kairiru.


Zobacz  powiększenie!
Źródło gorącej, mineralnej wody w Zatoce
Wedle informacji zamieszczonych w renomowanym przewodniku serii Lonely Planet po Papui, właśnie Kairiru jest najciekawszą z nich, zwłaszcza jej zachodnia część z Zatoką Wiktorii, fascynującymi rafami koralowymi i gorącymi źródłami.

W sklepie w centrum Wewak zaopatruje się w wodę, owoce, dochodząc punktualnie o 10 do umówionego miejsca, przy osłoniętej od wiatru i fal zatoczce, vis a vis poczty, gdzie cumują łodzie.

Wynajęcie łodzi na pół dnia kosztuje 220 kina, na szczęście - podobnie jak nad Sepikiem - kilku gości z hotelu Windjammer też decyduje się na tę wycieczkę. Dzielimy więc koszta między siebie.

"Kapitanem" jednosilnikowej, mieszczącej 10 pasażerów łodzi jest Ben, mieszkający na Kairiru rybak, który doskonale zna te wody i rzuca jak z rękawa ciekawostkami na temat całego regionu. Dowiaduje się m.in. że na wyspie znaleziono bogate złoża złota, ale wieśniacy nie zgadzają się na eksploatację kruszcu, gdyż musieliby na zawsze opuścić ziemie ojców. Dowiaduje się też, że blisko brzegu leży wrak niemieckiego okrętu z 9 tonami złota na pokładzie. Już czuję, że mam ochotę kiedyś powrócić na Nową Gwineę!

Zobacz  powiększenie!
Delfiny przed wyspą Kairiru
Ruszamy. Płyniemy obok płaskiej bezludnej wysepki o plażach ze złocistego piasku, mijamy niską, nieciekawie wyglądającą Muschu, i kiedy zbliżamy się do celu dostrzegamy dziesiątki igrających na powierzchni delfinów. Ben zwalnia, kieruje się w stronę zwierząt, które po chwili dołączają do nas i przez dwadzieścia minut dają pokaz akrobatycznych umiejętności skacząc w powietrze tuż przed dziobem lodzi. Jesteśmy oszołomieni tak wspaniałym rozpoczęciem dnia. Woda jest tutaj głęboka, granatowa, powierzchnia morza spokojna, wieje lekki wiatr, nad głowami wisi pokrywa wysokich chmur, które skutecznie będą nas przez cały dzień chronić przed mocnym słońcem.

Zobacz  powiększenie!
Dzika plaża w Zatoce Wiktorii
Po godzinie zbliżamy się do brzegu lądując na uroczej, dzikiej plaży. Zatoka Wiktorii jest de facto kraterem uśpionego wulkanu. Na stromych zboczach widać zastygłą lawę, konglomerat i organogeniczne wapienie. Na głębokości zaledwie 2 metrów wyraźnie widać dno usiane koralowcami. Nie potrzeba maski, aby moc podziwiać bogactwo podwodnego świata. Rozkładamy ręczniki na brzegu, wyjmujemy wodę, piwo, wałówkę i penetrujemy okolice. Obok wcina się w Zatokę wąski wapienny cypel, z którego w dwóch miejscach tryskają w powietrze źródła gorącej, gotującej się wody. Zapach - a właściwie smród - zdradza obecność siarkowodoru. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że znajdujemy się w kraterze wulkanu.

Zobacz  powiększenie!
Niebieska rozgwiazda
Powoli idę brzegiem natrafiając na zachęcające do fotografii pejzaże zielonej dżungli z jakże egzotycznymi dla nas roślinami. Stąpam po fragmentach lawy wymieszanej z okruchami koralowców. Pośród piachu widzę niespotykane fragmenty koralowcowych krzaczków o wyraźnie niebieskim kolorze.

Z rosnącym zaciekawieniem nakładam maskę, fajkę i rzucam się w wodę, niemal natychmiast ulegając czarowi niezniszczonej rafy koralowej.

Znikoma ilość turystów odwiedzających to miejsce owocuje w świetnie zachowanych strukturach rafowych. Pode mną jak w kalejdoskopie ukazują się fantastyczne kształty koralowców; krzaczki, drzewka, buły, narośla, "talerze"... nieskończona ilość form i barw. Widzę trujące anemony z ich "ochroniarzami" w postaci pomarańczowych amfiprionów. Brakuje dużych ryb, co prawdopodobnie jest spowodowane przełowieniem przez biednych rybaków z sąsiedniej wsi. Na brzegu czeka paru tubylców i częstuje nas orzeźwiającym sokiem z orzechów kokosowych.

O 15 pakujemy się z powrotem i ruszamy w powrotną drogę do Wewak. A po drodze napotykamy znienacka ogromna ławice makreli polujących tuż przy powierzchni wody. Powyżej ryb unosi się stado mew, które najwyraźniej liczą na resztki pożywienia po ukończonym polowaniu.

O 16 podpływamy na plażę pod sam hotel. Windjammer posiada bardzo oryginalny bar w kształcie ogromnego krokodyla wyrzeźbionego w drewnie. Poza tym obecny menedżer - Sir Hugo - zgromadził w sali jadalnej kilkanaście wspaniałych masek z regionu środkowego Sepiku. Część jest na sprzedaż, część nie. I znowu czuję, jak potężnie wzywa mnie Środkowy Sepik, kiedyś, w przyszłości.

Sir Hugo Berghuser jest Niemcem od kilkudziesięciu lat mieszkającym w Nowej Gwinei. Był niegdyś tutejszym ministrem turystyki, poszukiwaczem złota, obecnie prowadzi kilka biznesów, w tym łódź na Sepiku i hotel Windjammer. Osobiście przechadza się pomiędzy stolikami i sugeruje wybór dań. Dzisiaj proponuje gościom zupę z kraba oraz kolosalne rzeczne krewetki z Sepiku (30 kina za porcje z 3 sztuk). Zupa jest pyszna, krewetki też! Brawa dla kucharza.

Rozmawiam z Sir Hugo na temat dalekich wypraw, opowiada o swoich podróżach, swoich odkryciach i ambitnych planach.

Po obiedzie podjeżdżam autobusem do budynku lotniska, gdzie - jak słyszałem - jest sklepik z dużym wyborem tanich i ładnych masek. Maski są, owszem, ale w Windjammerze widziałem znacznie ciekawsze chociaż nieco droższe.

Wracam do hotelu, prysznic i nastawienie budzika na 4 rano. Samolot do Port Moresby ma wystartować - miejmy nadzieje - jutro o 6 rano. Wycieczka powoli dobiega końca.

Źródło: Exotica Travel

Exotica Travel Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel

 warto kliknąć

1
AUS i PNG 2003
WARTO ZOBACZYĆ

Pacyfik: Polinezyjskie piękności
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl